W nalotach miałoby wziąć udział pół tysiąca samolotów różnych typów z baz lądowych i czterech-pięciu lotniskowców. Zaraz po tygodniowej operacji powietrznej nastąpiłaby ofensywa lądowa. Jej pierwszym celem byłoby załamanie woli walki irackich żołnierzy i doprowadzenie do poddania się lub ucieczki możliwie wielu oddziałów.
Rząd i dowództwo w Bagdadzie miałyby zostać odcięte od reszty kraju, co zaowocowałoby upadkiem reżimu Saddama Husajna. Żołnierze- dezerterzy oraz ci, którzy się poddali, trafialiby do bezpiecznych, strzeżonych stref.
Operacja lądowa następująca tuż po fazie powietrznej ma zapobiec przemieszczaniu się irackich wojsk do miast, co groziłoby przedłużaniem się walk w trudnych miejskich warunkach.
W regionie Zatoki Perskiej trwa koncentracja znacznych sił USA, a także Wielkiej Brytanii. Wielu amerykańskich ekspertów jest zdania, że do połowy lutego Waszyngton zgromadzi tam potencjał wystarczający do rozpoczęcia ataku.
Czytaj też: Wprost z Bagdadu
sg, pap