Koncern naftowy Petroleos de Venezuela odzyskał w pełni kontrolę nad flotą tankowców i w chwili obecnej eksportuje się codziennie 800 tysięcy baryłek ropy naftowej.
Doprowadzenie do zakończenia strajku jest dziełem "grupy przyjaciół", mediatorów z sześciu krajów, którzy w piątek rozpoczęli rozmowy z obiema jego stronami. Zaapelowali do prezydenta Hugo Chaveza i opozycji o rozwiązanie konfliktu w drodze wyborów powszechnych.
Zakończenie strajku nie oznacza rozwiązania konfliktu. Zawarcie w niedzielę wieczorem porozumienia ze strajkującymi, dzięki mediacji "przyjaciół Wenezueli" (czyli grupy sześciu państw powołanej z inicjatywy USA - USA, Brazylii, Meksyku, Chile, Hiszpanii i Portugalii), populista Chavez, uznał za "ukoronowanie swojego zwycięstwa" i zapowiedział "kontynuowanie ofensywnej strategii". Przeciwników nazwał "spiskowcami, faszystami i terrorystami". "Nie mogą ujść bezkarnie (...). Muszą trafić do więzienia" - powiedział.
Opozycja natomiast nadal żąda ustąpienie Chaveza. Pod petycją wzywającą go do tego podpisały się setki tysięcy mieszkańców Wenezueli. Liderzy opozycji twierdzą, że zebrali już 4 mln podpisów.
W niedzielę na ulicach Caracas zebrały się tysiące osób. Tłum niósł flagi i skandował: "To wszystko upadnie, upadnie, rząd upadnie...".
"Dzisiejszy dzień pokazuje, że walka nie jest zakończona. Nie kończy się wraz ze strajkiem" - mówi Julio Borges z ugrupowania opozycyjnego Najpierw Sprawiedliwość. Strajkujący zapowiedzieli przystąpienie do pracy w fabrykach, otwarcie sklepów i restauracji - w ograniczonej jednak liczbie godzin.
Najbardziej popularną propozycją rozwiązania konfliktu jest skrócenie kadencji prezydenckiej Chaveza z sześciu do czterech lat. Aby wprowadzić umożliwiającą takie rozwiązanie poprawkę konstytucyjną, potrzeba poparcia 15 proc. elektoratu - czyli około 1,8 mln podpisów.
Obecna kadencja Chaveza zaczęła się w 2000 roku.
Strajk trwał od 2 grudnia. Tego dnia pracownicy państwowego koncernu naftowego przystąpili do strajku, domagając się ustąpienia prezydenta. Dołączyli do nich pracownicy innych gałęzi gospodarki.
Najbardziej dotkliwe były skutki strajku w przemyśle naftowym. Ropa stanowi 70 proc. eksportu Wenezueli. Według szacunków rządowych, strajk kosztował kraj około 4 mld dolarów. Strajkowało 35 tys. z 40 tys. pracowników sektora naftowego. Większość z nich - jak twierdzi rząd - powróciła już do pracy. W czasie trwania strajku zwolniono ponad 5 tys. osób.
em, pap