200 tys. głosów różnicy zadecydowało o zwycięstwie bliskiego współpracownika Hugo Chaveza, Nicolasa Maduro, nad kandydatem opozycji Henrique Caprilesem Radonskim w wyborach prezydenckich w Wenezueli. Opozycja oskarża obóz rządzący o fałszerstwa i domaga się ponownego przeliczenia głosów, ale komisja wyborcza uznała kilka dni temu iż wynik wyborów jest "nieodwracalny" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Capriles, wobec werdyktu komisji wyborczej, zapowiedział złożenie skargi dotyczącej prawdopodobnego fałszowania wyborów w Sądzie Najwyższym. W skardze rywal Maduro ma wymienić kilka tysięcy przypadków naruszenia prawa w czasie wyborów. Opozycja twierdzi, że niektórzy wyborcy byli szantażowani, zdarzały się też komisje wyborcze, w których frekwencja... przekroczyła 100 proc.
Tymczasem obóz rządzący określa Caprilesa Radonskiego mianem "faszystowskiego mordercy", a nowy prezydent ubolewa iż "maleńka część patriotycznych wyborców, może 1-2 proc., pomyliła się i zagłosowała na wrogów ojczyzny". - Nie umieli odróżnić rządu burżuazji, która chciała unicestwić naród, od Nicolása Maduro, syna Hugo Cháveza - dodaje.
arb, "Gazeta Wyborcza"
Tymczasem obóz rządzący określa Caprilesa Radonskiego mianem "faszystowskiego mordercy", a nowy prezydent ubolewa iż "maleńka część patriotycznych wyborców, może 1-2 proc., pomyliła się i zagłosowała na wrogów ojczyzny". - Nie umieli odróżnić rządu burżuazji, która chciała unicestwić naród, od Nicolása Maduro, syna Hugo Cháveza - dodaje.
arb, "Gazeta Wyborcza"