Wizyta Lecha Kaczyńskiego oraz prezydentów Litwy, Ukrainy, Estonii i premiera Łotwy w Gruzji, w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej była ważna, ale nie ze względu na zatrzymanie rosyjskich czołgów, które już wtedy stały w miejscu - przekonuje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Matthew Bryza, amerykański dyplomata.
Zdaniem Bryzy rosyjskiego czołgi przerwały szturm na Tbilisi po ostrym przemówieniu ówczesnego prezydenta USA George'a W. Busha. - W ciągu tych paru dni każdy z nas obawiał się jednak, że premier Władimir Putin przekona ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i czołgi znowu ruszą. Przyjeżdżając do Tbilisi, prezydenci wysłali sygnał: "Nie idź dalej" - zaznaczył Bryza.
Amerykański dyplomata mówiąc o roli Lecha Kaczyńskiego i innych prezydentów z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy w sierpniu 2008 roku przylecieli do Tbilisi wyjaśnił, że - jego zdaniem - udało im się "uspokoić umysł Saakaszwilego", który był wściekły z powodu warunków pokojowych oznaczających w praktyce oderwanie Osetii i Abchazji od Gruzji. - To jest to, co naprawdę powstrzymało wojnę - ocenił.
A dlaczego do wojny w ogóle doszło? Bryza nie ma wątpliwości, że odpowiedzialność za to ponoszą Rosjanie. - To Rosja sprowokowała Saakaszwilego. Oddała pierwsze strzały i rozkazała południowym Osetyjczykom strzelać. Gruzja odpowiedziała i poszła za daleko - dokładnie tak jak chciała tego Moskwa. To nasz oficjalny pogląd - wyjaśnił.
arb, "Gazeta Wyborcza"
Amerykański dyplomata mówiąc o roli Lecha Kaczyńskiego i innych prezydentów z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy w sierpniu 2008 roku przylecieli do Tbilisi wyjaśnił, że - jego zdaniem - udało im się "uspokoić umysł Saakaszwilego", który był wściekły z powodu warunków pokojowych oznaczających w praktyce oderwanie Osetii i Abchazji od Gruzji. - To jest to, co naprawdę powstrzymało wojnę - ocenił.
A dlaczego do wojny w ogóle doszło? Bryza nie ma wątpliwości, że odpowiedzialność za to ponoszą Rosjanie. - To Rosja sprowokowała Saakaszwilego. Oddała pierwsze strzały i rozkazała południowym Osetyjczykom strzelać. Gruzja odpowiedziała i poszła za daleko - dokładnie tak jak chciała tego Moskwa. To nasz oficjalny pogląd - wyjaśnił.
arb, "Gazeta Wyborcza"