Wiesław Binienda, naukowiec znany z zaangażowania w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej udzielił wywiadu Pawłowi Żuchowskiemu z RMF FM. Mówił w nim o katastrofie samolotu TWA 800 niedługo po starcie z lotniska JFK w 1996 roku.
Katastrofa lotu Trans World Airlines 800 z 17 lipca 1996 r. wstrząsnęła opinią publiczną. Tragedia pochłonęła życie 18 członków załogi maszyny i 212 pasażerów. Lot TWA 800 odbywał podróż z Nowego Jorku do Paryża. Nad Atlantykiem maszyna została rozerwana przez eksplozję.
Śledczy pieczołowicie przeszukali dno oceanu w poszukiwaniu szczątków maszyny. Znaczną część kadłuba udało się zrekonstruować w hangarze. Zdaniem amerykańskiej komisji badającej wypadek (NTSB), przyczyną katastrofy była iskra z przewodów, która spowodowała zapłon oparów paliwa w jednym zbiorników i wybuch. Przeciwnicy tej teorii twierdzą, że samolot został zestrzelony lub że na pokładzie eksplodowała bomba.
- W przypadku samolotu TWA 800 brano pod uwagę różne sytuacje. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że warto się przyjrzeć, jak śledztwo było prowadzone. Po pierwsze, choć wrak samolotu spoczywał w Oceanie Atlantyckim, znaleziono wszystkie jego elementy. Zrekonstruowano ten samolot w hali, w postaci trójwymiarowej. Przez cztery lata analizowano wszystkie opcje łącznie z możliwością zestrzelenia tego samolotu rakietą. Słuchano świadków, którzy widzieli lot tej rakiety, i stwierdzono, że najbardziej prawdopodobną przyczyną był wybuch paliwa w zbiornikach w tym samolocie z powodów elektrycznych. Nie znam wszystkich szczegółów, tak że trudno mi powiedzieć, czy ta konkluzja była prawidłowa - powiedział Binienda.
- Moim zdaniem, warto i trzeba wszystkie te przypadki dokładnie badać, szczególnie jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości. Dam przykład, że w przypadku katastrofy samolotu Tupolew 154M w Smoleńsku naukowcy zajęli się tą sprawą i zrobili, łącznie ze mną, analizy matematyczno-fizyczne, metodą elementów skończonych, które odpowiadają na część pytań. W przypadku TWA 800 nie było takiej analizy. W tym czasie może nie było też takich możliwości komputerowych czy tej metodologii, która rozwinęła się w ostatnich dziesięciu latach. Tak że teraz jest najlepsza okazja, żeby wrócić do tego i za pomocą najnowszych instrumentów, badań uspokoić - jak trzeba będzie - społeczeństwo. Jeśli okazałoby się, że ta metodologia potwierdza inną hipotezę, to trzeba będzie przyjąć inną hipotezę - podkreślił naukowiec.
Tom Stalcup, współproducent filmu dokumentalnego o katastrofie w rozmowie z CNN powiedział, że w filmie dokumentalnym poświęconym tragedii znajdą się solidne dowody na to, że eksplozja miała charakter zewnętrzny. Sześć osób z zespołu badającego katastrofę ma "przerwać milczenie" w sprawie i poprosić NTSB o wznowienie śledztwa w sprawie zniszczenia lotu TWA 800.
Byli członkowie komisji mają mówić jakoby byli zmuszania do mówienia nieprawdy i ukrywania prawdziwej przyczyny katastrofy. - Wszystko jest możliwe. Jeżeli tak było, to teraz te osoby bez obawy o swoje życie wychodzą przed publiczność i wszystkie gazety, wszystkie telewizje, tak zwane mainstreamowe, podejmują ten temat. Pokazują obie strony, nie uciszają tego, nie krytykują, nie wyśmiewają, tylko poważnie do tego podchodzą. Jak to jest inne, jak odświeżające - że tak powiem - w porównaniu z tym, co się dzieje w Polsce - ocenił Binienda.
W jego opinii, "samoloty tej wielkości są na tyle skomplikowanym urządzeniem, że mogą być uszkodzone z łatwością za pomocą rakiet wojskowych z zewnątrz". - Nie są one skonstruowane po to, żeby wytrzymywały tego typu ataki. Tak że wszystko jest możliwe: mogła nastąpić eksplozja zewnętrzna, mogła nastąpić eksplozja wewnętrzna. Eksplozja wewnętrzna mogła nastąpić pod wpływem eksplozji zewnętrznej - ocenił Binienda. Dodał jednak, że "odkształcenia tego samolotu wskazują na wybuch wewnętrzny". W tej kwestii naukowiec ocenił, że należałoby obliczyć siłę wybuchu, co nie byłoby trudne, ponieważ "wiemy, ile paliwa w tym samolocie było". - Można ocenić, jaka siła eksplozji paliwa lotniczego powinna być. To nie jest paliwo, które łatwo eksploduje. Szczególnie zaraz po starcie samolotu, ponieważ ma pełne zbiorniki, w związku z tym jeszcze trudniej to ulega zapłonowi. W przypadku smoleńskim mogło być inaczej. Mogła być sytuacja taka, że mogła być awaria samolotu. Wiemy jedno, że w przypadku samolotu w Smoleńsku na pewno nie byli winni piloci, na pewno nie było generała Błasika w kabinie i dlatego jest to dziwne, że wszystkie te komisje muszą kłamać i potykać się o swoje kłamstwa jedna przez drugą - ocenił.
Zdaniem Biniendy informacja o tym, że doszło do zewnętrznego wybuchu w przypadku TWA 800 "byłaby sensacją". - Zmieniłoby to konkluzje, które oryginalnie koncentrowały się na układzie elektrycznym. Oczywiście zawsze jest dobrze, jak inżynierowie przyglądają się i ulepszają ten układ elektryczny. Tak że to akurat nie zmieniłoby nic, jeśli chodzi o zmiany konstrukcyjne samolotów. Ale z punktu widzenia społeczności światowej, która lata samolotami, dałoby to większą pewność, że odpowiednie instytucje przyglądają się każdemu wypadkowi, każdej katastrofie tak długo i tak dokładnie, żeby dojść do prawidłowych, prawdziwych odpowiedzi dla bezpieczeństwa właśnie społeczności, która lata tymi samolotami. To jest bardzo ważne, bo oczywiście nie możemy sobie pozwolić na to, żebyśmy nie latali samolotami. Nie jest rozwiązaniem rozwiązać pułk 36. (po katastrofie smoleńskiej rozwiązano 36. specpułk, który woził najważniejszych ludzi w państwie - przyp. red.) albo skasować w ogóle samoloty. To nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem jest zrozumieć, jaka jest prawda, i na podstawie tej prawdy społeczność będzie musiała podjąć świadomie ryzyko, czy jest warto latać samochodami, czy warto zabezpieczyć jakoś tereny tak, żeby jacyś terroryści nie mieli dostępu w pobliże lotniska, do samolotów, czy potrzebne są jakieś inne urządzenia, żeby wykrywać terrorystów - ocenił Binienda.
RMF FM, ml
Śledczy pieczołowicie przeszukali dno oceanu w poszukiwaniu szczątków maszyny. Znaczną część kadłuba udało się zrekonstruować w hangarze. Zdaniem amerykańskiej komisji badającej wypadek (NTSB), przyczyną katastrofy była iskra z przewodów, która spowodowała zapłon oparów paliwa w jednym zbiorników i wybuch. Przeciwnicy tej teorii twierdzą, że samolot został zestrzelony lub że na pokładzie eksplodowała bomba.
- W przypadku samolotu TWA 800 brano pod uwagę różne sytuacje. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że warto się przyjrzeć, jak śledztwo było prowadzone. Po pierwsze, choć wrak samolotu spoczywał w Oceanie Atlantyckim, znaleziono wszystkie jego elementy. Zrekonstruowano ten samolot w hali, w postaci trójwymiarowej. Przez cztery lata analizowano wszystkie opcje łącznie z możliwością zestrzelenia tego samolotu rakietą. Słuchano świadków, którzy widzieli lot tej rakiety, i stwierdzono, że najbardziej prawdopodobną przyczyną był wybuch paliwa w zbiornikach w tym samolocie z powodów elektrycznych. Nie znam wszystkich szczegółów, tak że trudno mi powiedzieć, czy ta konkluzja była prawidłowa - powiedział Binienda.
- Moim zdaniem, warto i trzeba wszystkie te przypadki dokładnie badać, szczególnie jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości. Dam przykład, że w przypadku katastrofy samolotu Tupolew 154M w Smoleńsku naukowcy zajęli się tą sprawą i zrobili, łącznie ze mną, analizy matematyczno-fizyczne, metodą elementów skończonych, które odpowiadają na część pytań. W przypadku TWA 800 nie było takiej analizy. W tym czasie może nie było też takich możliwości komputerowych czy tej metodologii, która rozwinęła się w ostatnich dziesięciu latach. Tak że teraz jest najlepsza okazja, żeby wrócić do tego i za pomocą najnowszych instrumentów, badań uspokoić - jak trzeba będzie - społeczeństwo. Jeśli okazałoby się, że ta metodologia potwierdza inną hipotezę, to trzeba będzie przyjąć inną hipotezę - podkreślił naukowiec.
Tom Stalcup, współproducent filmu dokumentalnego o katastrofie w rozmowie z CNN powiedział, że w filmie dokumentalnym poświęconym tragedii znajdą się solidne dowody na to, że eksplozja miała charakter zewnętrzny. Sześć osób z zespołu badającego katastrofę ma "przerwać milczenie" w sprawie i poprosić NTSB o wznowienie śledztwa w sprawie zniszczenia lotu TWA 800.
Byli członkowie komisji mają mówić jakoby byli zmuszania do mówienia nieprawdy i ukrywania prawdziwej przyczyny katastrofy. - Wszystko jest możliwe. Jeżeli tak było, to teraz te osoby bez obawy o swoje życie wychodzą przed publiczność i wszystkie gazety, wszystkie telewizje, tak zwane mainstreamowe, podejmują ten temat. Pokazują obie strony, nie uciszają tego, nie krytykują, nie wyśmiewają, tylko poważnie do tego podchodzą. Jak to jest inne, jak odświeżające - że tak powiem - w porównaniu z tym, co się dzieje w Polsce - ocenił Binienda.
W jego opinii, "samoloty tej wielkości są na tyle skomplikowanym urządzeniem, że mogą być uszkodzone z łatwością za pomocą rakiet wojskowych z zewnątrz". - Nie są one skonstruowane po to, żeby wytrzymywały tego typu ataki. Tak że wszystko jest możliwe: mogła nastąpić eksplozja zewnętrzna, mogła nastąpić eksplozja wewnętrzna. Eksplozja wewnętrzna mogła nastąpić pod wpływem eksplozji zewnętrznej - ocenił Binienda. Dodał jednak, że "odkształcenia tego samolotu wskazują na wybuch wewnętrzny". W tej kwestii naukowiec ocenił, że należałoby obliczyć siłę wybuchu, co nie byłoby trudne, ponieważ "wiemy, ile paliwa w tym samolocie było". - Można ocenić, jaka siła eksplozji paliwa lotniczego powinna być. To nie jest paliwo, które łatwo eksploduje. Szczególnie zaraz po starcie samolotu, ponieważ ma pełne zbiorniki, w związku z tym jeszcze trudniej to ulega zapłonowi. W przypadku smoleńskim mogło być inaczej. Mogła być sytuacja taka, że mogła być awaria samolotu. Wiemy jedno, że w przypadku samolotu w Smoleńsku na pewno nie byli winni piloci, na pewno nie było generała Błasika w kabinie i dlatego jest to dziwne, że wszystkie te komisje muszą kłamać i potykać się o swoje kłamstwa jedna przez drugą - ocenił.
Zdaniem Biniendy informacja o tym, że doszło do zewnętrznego wybuchu w przypadku TWA 800 "byłaby sensacją". - Zmieniłoby to konkluzje, które oryginalnie koncentrowały się na układzie elektrycznym. Oczywiście zawsze jest dobrze, jak inżynierowie przyglądają się i ulepszają ten układ elektryczny. Tak że to akurat nie zmieniłoby nic, jeśli chodzi o zmiany konstrukcyjne samolotów. Ale z punktu widzenia społeczności światowej, która lata samolotami, dałoby to większą pewność, że odpowiednie instytucje przyglądają się każdemu wypadkowi, każdej katastrofie tak długo i tak dokładnie, żeby dojść do prawidłowych, prawdziwych odpowiedzi dla bezpieczeństwa właśnie społeczności, która lata tymi samolotami. To jest bardzo ważne, bo oczywiście nie możemy sobie pozwolić na to, żebyśmy nie latali samolotami. Nie jest rozwiązaniem rozwiązać pułk 36. (po katastrofie smoleńskiej rozwiązano 36. specpułk, który woził najważniejszych ludzi w państwie - przyp. red.) albo skasować w ogóle samoloty. To nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem jest zrozumieć, jaka jest prawda, i na podstawie tej prawdy społeczność będzie musiała podjąć świadomie ryzyko, czy jest warto latać samochodami, czy warto zabezpieczyć jakoś tereny tak, żeby jacyś terroryści nie mieli dostępu w pobliże lotniska, do samolotów, czy potrzebne są jakieś inne urządzenia, żeby wykrywać terrorystów - ocenił Binienda.
RMF FM, ml