Rozpoczęta w pierwszych dniach lutego kampania antynarkotykowa spotkała się z dużym poparciem społecznym. Z opublikowanego sondażu wynika, że popiera ją 84,2 proc. Tajlandczyków, przeciwnych jej jest tylko 4,3 proc.
"Możliwa do zaakceptowania zdecydowana kampania (premiera) Thaksina stała się zabójczą machiną - uważa natomiast jeden z zachodnich dyplomatów akredytowanych w Bangkoku. - Jeżeli wszystko będzie kontynuowane w ten sposób, straty wewnętrzne i międzynarodowe będą znaczne".
Przeciwko sposobowi prowadzenia operacji wystąpiła opozycja tajlandzka.
"Jedynie sąd może wydać wyrok śmierci. Strzelanie do kogoś, kto jest jedynie podejrzany o sprzedaż narkotyków (...) może tylko przysporzyć nam kłopotów. Możemy zostać oskarżeni o łamanie praw człowieka i społeczność międzynarodowa może nas zacząć bojkotować" - powiedział Chuan Leekpai, przewodniczący opozycyjnej Partii Demokratycznej.
"Można się spytać, czy +grube ryby+ zostały już złowione. Wydaje się, że wszyscy, którzy zostali do tej pory zabici to drobni handlarze" - napisał o antynarkotykowej operacji, wychodzący w Bangkoku dziennik "The Nation".
Tajlandzcy policjanci spalili w ubiegłym tygodniu siedem ton narkotyków o wartości 80 mln euro. Prowadzono przeszukania w szkołach i domach - zwłaszcza na prowincji.
W 2002 roku przechwycono w Tajlandii 800 mln tabletek amfetaminy. Narkotyki zażywa blisko 2,7 mln z 62 mln mieszkańców kraju.
sg, pap