Zamachowiec, który również poniósł śmierć, odpalił ładunek kilkudziesięciu kilogramów substancji wybuchowej - podała telewizja izraelska, powołując się na policję.
Dotychczas żadna z organizacji palestyńskich nie przyznała się do zamachu, niemniej rzecznik izraelskiego MSZ Mark Sofer winą za zamach obciążył "palestyńskich terrorystów". Dodał, że w minionych dwóch miesiącach służby izraelskie zapobiegły blisko 100 planowanym zamachom palestyńskim.
Według naocznych świadków, do wybuchu w wypełnionym autobusie doszło w momencie, gdy przejeżdżał on główną ulicą portowego miasta. Siła eksplozji, która nastąpiła w tylnej części wozu, oderwała dach i cały prawy bok pojazdu, wyrzucając na ulicę ciała ofiar. Zatłoczonym autobusem jechali głównie studenci uniwersytetu w Hajfie, położonego w pobliżu miejsca zamachu.
Był to pierwszy zamach w Izraelu od dokładnie dwóch miesięcy, kiedy w samobójczym zamachu w Tel Awiwie dwaj palestyńscy zamachowcy spowodowali śmierć 23 osób.
W minionych tygodniach armia izraelska przeprowadziła liczne operacje w Strefie Gazy, zabijając 95 Palestyńczyków. Palestyńscy ekstremiści zapowiedzieli rewanż.
Palestyński minister Saeb Erekat wyraził potępienie dla "każdego zamachu, czy to izraelskiego, czy palestyńskiego, którego ofiarą padają osoby cywilne". Odrzucił też izraelskie oskarżenie, że odpowiedzialne za zamach są władze Autonomii Palestyńskiej.
sg, pap