Wydarzenie to wzbudziło ogromne zainteresowanie, bo jest łączone z groźbami anonimowego szantażysty, który domagając się okupu w wysokości 10 mln koron (ok. 1,3 mln zł) - groził dokonaniem serii zamachów bombowych właśnie w Ołomuńcu i okolicach.
Szef wojewódzkiej służby ratowniczej w Ołomuńcu Michael Fischer powiedział, że na razie nie udało się ustalić, jaki gaz został rozpylony w supermarkecie. Według poszkodowanych, w większości pracowników sklepu, miał zapach pieprzu. Przypuszcza się więc, że mógł to być pieprzowy gaz łzawiący.
Do Ołomuńca udała się ekipa specjalistów z Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa Jądrowego, który zajmuje się także skażeniami chemicznymi - poinformował w niedzielę minister spraw wewnętrznych Stanislav Gross. Jego zdaniem zdarzenie nie jest atakiem terrorystycznym w pełnym tego słowa znaczeniu, ale "niestety nawiązuje do atmosfery, jaka panuje w Ołomuńcu od kilku dni".
Przed tygodniem wojewoda ołomuniecki Jan Brzezina ostrzegł obywateli regionu przed groźbą zamachów terrorystycznych i zaapelował m.in. o zachowanie szczególnej ostrożności oraz unikanie takich miejsc jak domy towarowe, dworce itp.
W reakcji na apel wojewody dzień później w kontrolowanym przez liczne policyjne i wojskowe patrole Ołomuńcu wielu mieszkańców nie wysłało dzieci do szkół. Opustoszały kina, supermarkety i dworce. Minister Gross uznał apel wojewody za krok absolutnie błędny i przedwczesny.
sg, pap