Demonstranci zablokowali kluczowe drogi w Bangkoku i ogłosili shutdown Bangkoku - donosi BBC.
Protesty antyrządowe w Tajlandii przybierają na sile. Tajowie chcą obalenia rządu premier Yingluck Shinawatry, którą podejrzewają o bycie marionetką w rękach jej brata, byłego premiera Tajlandii, Thaksina obalonego przez armię w 2006 roku.
Zdaniem protestujących polityczni sprzymierzeńcy Thaksina Shinawatry stworzyli w kraju pozorną demokrację. Rządowi sprzeciwiają się jednak głównie mieszkańcy miast. Wyborcy z wsi wciąż popierają premier Shinawartę. Dzięki poparciu wsi partia rządząca sprawuje władzę od czterech kadencji.
Demonstranci ustanowili barykady i zablokowali kluczowe drogi w stolicy kraju. Rząd oddelegował 18 tysięcy funkcjonariuszy służb do zaprowadzenia porządku w Bangkoku. Choć na początku grudnia premier Shinawarta zapowiedziała dymisję i przyspieszone wybory, które mają zostać przeprowadzone w lutym, opozycja wybory bojkotuje.
Pod koniec listopada demonstracje przybrały na sile. Protestującym udało się opanować kompleks ministerstwa finansów. Protesty przerwano jedynie na kilka dni z okazji urodzin króla Tajlandii, który cieszy się w kraju olbrzymim szacunkiem. Opozycja zapowiedziała jednak, że po powrocie do demonstracji będą one trwały, dopóki rząd nie zostanie obalony.
W niedzielnych demonstracjach niezidentyfikowany napastnik oddał strzały w kierunku protestujących w Bangkoku, zabijając co najmniej jedną osobę. Zaatakowana została także siedziba partii opozycyjnej. Doszło do strzelaniny, szczęśliwie zakończonej bez ofiar śmiertelnych.
Od początku trwania protestów, które wybuchły pod koniec ubiegłego roku zginęło co najmniej osiem osób.
sjk, BBC, Wprost.pl
Zdaniem protestujących polityczni sprzymierzeńcy Thaksina Shinawatry stworzyli w kraju pozorną demokrację. Rządowi sprzeciwiają się jednak głównie mieszkańcy miast. Wyborcy z wsi wciąż popierają premier Shinawartę. Dzięki poparciu wsi partia rządząca sprawuje władzę od czterech kadencji.
Demonstranci ustanowili barykady i zablokowali kluczowe drogi w stolicy kraju. Rząd oddelegował 18 tysięcy funkcjonariuszy służb do zaprowadzenia porządku w Bangkoku. Choć na początku grudnia premier Shinawarta zapowiedziała dymisję i przyspieszone wybory, które mają zostać przeprowadzone w lutym, opozycja wybory bojkotuje.
Pod koniec listopada demonstracje przybrały na sile. Protestującym udało się opanować kompleks ministerstwa finansów. Protesty przerwano jedynie na kilka dni z okazji urodzin króla Tajlandii, który cieszy się w kraju olbrzymim szacunkiem. Opozycja zapowiedziała jednak, że po powrocie do demonstracji będą one trwały, dopóki rząd nie zostanie obalony.
W niedzielnych demonstracjach niezidentyfikowany napastnik oddał strzały w kierunku protestujących w Bangkoku, zabijając co najmniej jedną osobę. Zaatakowana została także siedziba partii opozycyjnej. Doszło do strzelaniny, szczęśliwie zakończonej bez ofiar śmiertelnych.
Od początku trwania protestów, które wybuchły pod koniec ubiegłego roku zginęło co najmniej osiem osób.
sjk, BBC, Wprost.pl