Planowane na 2 lutego wybory do tajskiego parlamentu odbędą się, poinformował rząd. Opozycja wzywała wcześniej do ich bojkotu. O sprawie donosi BBC.
Rząd Tajlandii nie posłuchał tajskiej komisji wyborczej, która apelowała o odwołanie wyborów do parlamentu z uwagi na falę przemocy, jaka ogarnęła kraj jesienią ubiegłego roku. W ostatnich starciach demonstrantów ze służbami bezpieczeństwa zginął funkcjonariusz policji. Do bojkotu wyborów parlamentarnych wzywa opozycja.
Jeden z liderów opozycji, Suthep Thaugsuban, zagroził, że demonstranci porwą premier Yingluck Shinawartę, jeśli nie zgodnie z obietnicą nie ustąpi ona z funkcji szefa rządu. Premier Tajlandii proponowała opozycjonistom rozmowy w sprawie przesunięcia terminu wyborów. Demonstranci odrzucili jednak jej propozycję.
Dymisja premier
Na początku grudnia rozwiązanie parlamentu i rozpisanie wyborów zapowiedziała premier Tajlandii Yingluck Shinawatry, siostra obalonego w wojskowym zamachu stanu w 2006 roku byłego premiera Thaksina Shinawatry. Premier ugięła się pod naciskiem demonstrującym, którzy oskarżają ją o bycie marionetką w rękach brata rzekomo wciąż za jej pośrednictwem sprawującego władzę nad krajem.
Pod koniec listopada demonstracje przybrały na sile. Protestującym udało się opanować kompleks ministerstwa finansów. Protesty przerwano jedynie na kilka dni z okazji urodzin króla Tajlandii, który cieszy się w kraju olbrzymim szacunkiem. Opozycja zapowiedziała jednak, że po powrocie do demonstracji będą one trwały, dopóki rząd nie poda się do dymisji.
"Rząd nie chce śmierci"
- Na tym etapie, gdy tak wiele ludzi z tak wielu różnych grup stoi w opozycji do rządu, najlepszym rozwiązaniem jest oddanie władzy tajskiemu narodowi i rozpisanie wyborów - mówiła 9 grudnia premier Tajlandii. - Rząd nie chce śmierci żadnego człowieka - dodała, odnosząc się do zamieszek z początku grudnia, w których zginęły 3 osoby.
Yingluck Shinawatra była szefową tajskiego rządu od 2011 roku.
sjk, BBC, CNN
Jeden z liderów opozycji, Suthep Thaugsuban, zagroził, że demonstranci porwą premier Yingluck Shinawartę, jeśli nie zgodnie z obietnicą nie ustąpi ona z funkcji szefa rządu. Premier Tajlandii proponowała opozycjonistom rozmowy w sprawie przesunięcia terminu wyborów. Demonstranci odrzucili jednak jej propozycję.
Dymisja premier
Na początku grudnia rozwiązanie parlamentu i rozpisanie wyborów zapowiedziała premier Tajlandii Yingluck Shinawatry, siostra obalonego w wojskowym zamachu stanu w 2006 roku byłego premiera Thaksina Shinawatry. Premier ugięła się pod naciskiem demonstrującym, którzy oskarżają ją o bycie marionetką w rękach brata rzekomo wciąż za jej pośrednictwem sprawującego władzę nad krajem.
Pod koniec listopada demonstracje przybrały na sile. Protestującym udało się opanować kompleks ministerstwa finansów. Protesty przerwano jedynie na kilka dni z okazji urodzin króla Tajlandii, który cieszy się w kraju olbrzymim szacunkiem. Opozycja zapowiedziała jednak, że po powrocie do demonstracji będą one trwały, dopóki rząd nie poda się do dymisji.
"Rząd nie chce śmierci"
- Na tym etapie, gdy tak wiele ludzi z tak wielu różnych grup stoi w opozycji do rządu, najlepszym rozwiązaniem jest oddanie władzy tajskiemu narodowi i rozpisanie wyborów - mówiła 9 grudnia premier Tajlandii. - Rząd nie chce śmierci żadnego człowieka - dodała, odnosząc się do zamieszek z początku grudnia, w których zginęły 3 osoby.
Yingluck Shinawatra była szefową tajskiego rządu od 2011 roku.
sjk, BBC, CNN