Jak donosi "Daily Mail", Zahari Ahmad Szah, kapitan zaginionego boeinga mógł porwać samolot w ramach protestu politycznego. Według prasy, był on aktywistą malezyjskiej opozycji, a do porwania maszyny mogła go popchnąć decyzja o skazaniu na więzienie jednego z liderów politycznych, którego popierał.
Według "DM", kapitan samolotu był gorącym zwolennikiem lidera malezyjskiej opozycji Anwara Ibrahima, a podobno na kilka godzin przed lotem uczestniczył on w jego procesie, w którym został skazany na 5 lat więzienia za "odbywanie stosunków homoseksualnych", co z racji islamu panującego w Malezji - jest zakazane.
Zwolennicy Ibrahima twierdzą jednak, że cały proces ma charakter polityczny, a zarzuty są sfingowane, a chodzić ma o prześladowanie opozycji. W zeszłym roku partia Ibrahima uzyskała bardzo dobry wynik w wyborach, ale nie zdobyła większości mandatów.
W niedzielę malezyjscy urzędnicy badali znaleziony w domu pierwszego pilota zaawansowany, własnoręcznie wykonany symulator lotów. Wiązało się to m. in. z orzeczeniem ekspertów, którzy twierdzą, że wyłączenie systemu łączności o pilotowanie maszyny w taki sposób, żeby nie była widoczna na radarach, wymaga doskonałego wyszkolenia. Według policji, żaden z pasażerów lotu nie posiadał umiejętności do sterowania samolotem.
W poszukiwania zaangażowało się już 25 państw. To, co wiadomo na pewno, to fakt, iż 8 marca, krótko po starcie, maszyna zeszła z kursu do Pekinu, a tuż przed zmianą, wyłączono komunikację z kontrolą naziemną. Mimo tego, system pokładowy z silników automatycznie wysyłał sygnał satelitarny, stąd wiadomo, że maszyna przebywała w powietrzu jeszcze ok. 6,5 godziny od kiedy utracono łączność.
Powstała teoria, że ostatni sygnał mógł być wysłany już z ziemi. To by znaczyło, że maszyna się nie rozbiła, a, jak powiedział rzecznik Malaysia Airlines, wylądowała na terenie południowego Afganistanu lub północno-zachodniego Pakistanu. Władze oczekują teraz na pozwolenie na akcję poszukiwawczą w tych krajach.
- Władze Malezji ubiegają się o zgodę dyplomatyczną na sprawdzenie teorii, według której boeing 777 mógł przelecieć nad radarem w bazie kontrolowanej przez talibów na granicy Afganistanu i północno-zachodniego Pakistanu - podaje z kolei "The Independent".
Bardzo zaawansowana nawigacja, niezwykłe umiejętności, a także błąd monitoringu lotów międzynarodowej kontroli przestrzeni powietrznej - jedynie przy takich założeniach, twierdzi "DM", samolot pasażerski zdołałby przelecieć niezauważony nad tak zmilitaryzowanym terenem, jak właśnie Afganistan czy Pakistan.
DK, Daily Mail, The Independent
Zwolennicy Ibrahima twierdzą jednak, że cały proces ma charakter polityczny, a zarzuty są sfingowane, a chodzić ma o prześladowanie opozycji. W zeszłym roku partia Ibrahima uzyskała bardzo dobry wynik w wyborach, ale nie zdobyła większości mandatów.
W niedzielę malezyjscy urzędnicy badali znaleziony w domu pierwszego pilota zaawansowany, własnoręcznie wykonany symulator lotów. Wiązało się to m. in. z orzeczeniem ekspertów, którzy twierdzą, że wyłączenie systemu łączności o pilotowanie maszyny w taki sposób, żeby nie była widoczna na radarach, wymaga doskonałego wyszkolenia. Według policji, żaden z pasażerów lotu nie posiadał umiejętności do sterowania samolotem.
W poszukiwania zaangażowało się już 25 państw. To, co wiadomo na pewno, to fakt, iż 8 marca, krótko po starcie, maszyna zeszła z kursu do Pekinu, a tuż przed zmianą, wyłączono komunikację z kontrolą naziemną. Mimo tego, system pokładowy z silników automatycznie wysyłał sygnał satelitarny, stąd wiadomo, że maszyna przebywała w powietrzu jeszcze ok. 6,5 godziny od kiedy utracono łączność.
Powstała teoria, że ostatni sygnał mógł być wysłany już z ziemi. To by znaczyło, że maszyna się nie rozbiła, a, jak powiedział rzecznik Malaysia Airlines, wylądowała na terenie południowego Afganistanu lub północno-zachodniego Pakistanu. Władze oczekują teraz na pozwolenie na akcję poszukiwawczą w tych krajach.
- Władze Malezji ubiegają się o zgodę dyplomatyczną na sprawdzenie teorii, według której boeing 777 mógł przelecieć nad radarem w bazie kontrolowanej przez talibów na granicy Afganistanu i północno-zachodniego Pakistanu - podaje z kolei "The Independent".
Bardzo zaawansowana nawigacja, niezwykłe umiejętności, a także błąd monitoringu lotów międzynarodowej kontroli przestrzeni powietrznej - jedynie przy takich założeniach, twierdzi "DM", samolot pasażerski zdołałby przelecieć niezauważony nad tak zmilitaryzowanym terenem, jak właśnie Afganistan czy Pakistan.
DK, Daily Mail, The Independent