W Chinach wybuchła afera, po tym jak wyszło na jaw, że kilka przedszkoli podawało dzieciom, bez wiedzy rodziców, leki antywirusowe z lat 50-tych. Ze względu na skutki uboczne, na Zachodzie już dawno zaniechano stosowania tych leków – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Władze zarządziły w tej sprawie kontrolę. Dzieci i młodzież z przedszkoli, podstawówek i szkół średnich czekają szczegółowe badania lekarskie. Wyniki kontroli mają zostać ogłoszone 15 kwietnia, a winnych czeka surowa kara.
Skandal wybuchł przed dwoma tygodniami. Jedna z matek przedszkolaka z Xi'an w prowincji Shaanxi zgłosiła protest, po tym jak jej dziecko powiedziało po powrocie z placówki, że „już nigdy nie będzie chorować”. Takie zapewnienie usłyszało od jednej z pracowniczek przedszkola. Matka ustaliła, że dziecko bez jej wiedzy zażywało lek od trzech lat. Przedszkolanka poleciła dziecko utrzymywać ten fakt w tajemnicy.
Okazało się, że w tym przedszkolu dzieci narzekały na bóle brzucha i pocenie się. Po skierowaniu do szpitala okazało się, że wyniki badań krwi i moczu u 65 dzieci okazały się nieprawidłowe, co mogło wskazywać na uszkodzenie wątroby czy nerek. Wskutek protestów oburzonych rodziców, dyrektor przedszkola przyznał się do podawania dzieciom leku antywirusowego. To moroksydyna ABOB z lat 50. Powoduje skutki uboczne takie jak pocenie się, utrata apetytu, nudności, obrzmiewanie genitaliów. Wyszło przy tym na jaw, że placówka z Xi’an nie była jedyną, która podawała ten lek dzieciom.
Działające w warunkach ostrej konkurencji prywatne placówki wpadły na pomysł, by podawać podopiecznym leki przeciw grypie i w ten sposób utrzymać frekwencję - od niej zależą ich zarobki.
kl, Gazeta Wyborcza
Skandal wybuchł przed dwoma tygodniami. Jedna z matek przedszkolaka z Xi'an w prowincji Shaanxi zgłosiła protest, po tym jak jej dziecko powiedziało po powrocie z placówki, że „już nigdy nie będzie chorować”. Takie zapewnienie usłyszało od jednej z pracowniczek przedszkola. Matka ustaliła, że dziecko bez jej wiedzy zażywało lek od trzech lat. Przedszkolanka poleciła dziecko utrzymywać ten fakt w tajemnicy.
Okazało się, że w tym przedszkolu dzieci narzekały na bóle brzucha i pocenie się. Po skierowaniu do szpitala okazało się, że wyniki badań krwi i moczu u 65 dzieci okazały się nieprawidłowe, co mogło wskazywać na uszkodzenie wątroby czy nerek. Wskutek protestów oburzonych rodziców, dyrektor przedszkola przyznał się do podawania dzieciom leku antywirusowego. To moroksydyna ABOB z lat 50. Powoduje skutki uboczne takie jak pocenie się, utrata apetytu, nudności, obrzmiewanie genitaliów. Wyszło przy tym na jaw, że placówka z Xi’an nie była jedyną, która podawała ten lek dzieciom.
Działające w warunkach ostrej konkurencji prywatne placówki wpadły na pomysł, by podawać podopiecznym leki przeciw grypie i w ten sposób utrzymać frekwencję - od niej zależą ich zarobki.
kl, Gazeta Wyborcza