Zaatakowany przez iracką grupę oddział żołnierzy USA pełnił służbę w miejskiej elektrowni. Irakijczyk, będący ofiarą incydentu, zginął od pocisku, wystrzelonego z amerykańskiego czołgu. Bezpośrednio po ataku Amerykanie przeszukiwali okoliczne domy; napastników jednak nie schwytano.
W pobliżu Basry Irakijczycy zaatakowali też kontrolujących południe kraju Brytyjczyków. W pobliżu miasta Amarah, na północ od Basry w dwóch incydentach zostało zabitych sześciu brytyjskich żołnierzy, a ośmiu odniosło rany.
"Były dziś dwa incydenty w pobliżu Al-Amarah. Z ubolewaniem potwierdzamy, że w jednym z nich sześciu Brytyjczyków zostało zabitych" - powiedział rzecznik brytyjskiego premiera, nie podając szczegółów.
W drugim z nich dwa wozy pierwszego batalionu pułku spadochroniarzy dostały się pod niezidentyfikowany ostrzał na południe od Al-Amarah. Jeden żołnierz został ranny, dwa wozy są zniszczone.
Śmigłowiec bojowy Chinook, należący do Royal Air Force, który przybył z odsieczą zaatakowanemu patrolowi, "został trafiony, gdy lądował. Siedmiu żołnierzy na pokładzie odniosło obrażenia, w tym trzech ciężkie. Wszyscy zostali ewakuowani helikopterem i są pod opieką lekarską" - poinformował rzecznik premiera Blaira.
To pierwsze od zakończenia wojny irackiej ofiary śmiertelne ataków na brytyjski kontyngent w rejonie portowej Basry. Dotychczas nie notowano tam tak poważnych w skutkach potyczek.
les, pap