"Precz ze Stanami Zjednoczonymi", "Jesteśmy wszyscy żołnierzami Sadra" - skandowali manifestanci w Bagdadzie, na moście nad Tygrysem, niedaleko kwatery głównej wojsk koalicji, wznosząc flagi Iraku i portrety dostojników szyickich.
W Nadżafie i Basrze kilkuset demonstrantów zebrało się pod biurem fundacji Sadra, wyrażając oburzenie z powodu akcji żołnierzy amerykańskich. W Basrze demonstranci, kierujący się w stronę kwatery głównej wojsk brytyjskich w dawnym pałacu Saddama Husajna, zaczęli obrzucać kamieniami przejeżdżający samochód brytyjskiej administracji cywilnej. Z auta padły strzały, raniąc trzech demonstrantów, wśród nich szejka Ali al-Assadiego, szefa biura Sajeda al-Sadra w Basrze.
Dzień wcześniej Sajed Moktada al-Sadr, którego ojciec i dziadek byli wielkimi osobistościami szyickimi, zamordowanymi przez reżim Saddama Husajna, napiętnował w Nadżafie obecność wojsk amerykańskich w Iraku.
Według rzecznika al-Sadra, Mustafy Jacubiego, przed południową modlitwą w sobotę silne oddziały amerykańskie otoczyły siedzibę szyickiego dostojnika, nad domem krążył też helikopter. Wywołało to furię licznych rzesz wiernych, którzy zaczęli protestować przeciwko amerykańskiej interwencji.
W czasie piątkowego kazania w meczecie Kufa w Nadżafie Sajed al- Sadr, uchodzący za wpływową osobistość we wspólnocie szyickiej w Iraku, wystąpił z gwałtownym atakiem na Stany Zjednoczone i na "nielegalną Radę [Rządzącą] stworzoną przez Stany Zjednoczone i ich sługusów". Zapowiedział też utworzenie ochotniczej "armii Mehdiego" (aluzja do imama, którego przyjścia oczekują szyici). Rekrutację do niej rozpoczęto na obszarach gęsto zamieszkanych przez szyitów.
rp, pap