Przez cały dzień trwała wymiana ognia moździerzowego na jednym z trzech przyczółków mostowych stolicy, niedaleko którego znajduje się świątynia.
Kościół jest od tygodnia schronieniem dla wielu mieszkańców miasta.
Taylor, który przemawiał na stadionie sportowym z okazji rocznicy założenia w 1847 r. Liberii przez wyzwolonych z niewolnictwa amerykańskich Murzynów, zapewnił, że dla powstrzymania dalszego rozlewu krwi gotów jest ustąpić z urzędu.
Po jego obu stronach siedzieli wiceprezydent Moases Blah i przewodniczący parlamentu, Nyudueh Morkonmana. Taylor wskazując na nich oświadczył, że jeden z tych dwóch polityków może przejąć po nim władzę, ale nie powiedział, kiedy miałoby to nastąpić.
Ustąpienia Taylora, oskarżonego przed trybunałem międzynarodowym o zbrodnie wojenne, domagają się Stany Zjednoczone.
Duchowny, który w czasie spotkania na stadionie prowadził modły, powiedział, że prezydent złoży swój urząd, jak tylko wylądują w Monorwii siły pokojowe.
Nie ma dotąd jasności, czy Waszyngton chce, aby amerykańscy marines wysłani przez prezydenta George'a W. Busha lądowali w Liberii, czy też ich obecność u wybrzeży Liberii ma być jedynie wsparciem dla oddziałów pokojowych, których przysłanie zapowiedziały państwa Afryki Zachodniej.
Mieszkańcy Monrowii, którzy niemal codziennie demonstrują przed ambasadą USA, czują się związani z Ameryką i uważają, że obowiązkiem potężnych Stanów Zjednoczonych jest pomóc "dawnym braciom" w przerwaniu wojny domowej, której motywem są w znacznej mierze rozgrywki plemienne i w której w ciągu prawie 14 lat zginęło około 200.000 osób.
rp, pap