O Brittany Maynard zrobiło się głośno, kiedy umieściła ona wideo w portalu YouTube. 29-latka opowiedziała przed kamerą o swojej chorobie, glejaku wielopostaciowym, który urósł tak bardzo, że z początkowych szacunków lekarzy o przeżyciu od 3 do 10 lat, zostało raptem sześć miesięcy. Kobieta postanowiła wykorzystać ten czas, angażując się w kampanię na rzecz prawa do tzw. "wspomaganego umierania". Jej przesłanie w ciągu tygodnia obejrzano 6 mln razy.
Zdaniem George'a Eighmey'a - członka zarządu Narodowego Centrum "Godnej Śmierci", które opowiada się za śmiercią wspomaganą przez lekarzy u pacjentów nieuleczalnie chorych - to młodość, aktywność i chęć życia kobiety sprawiają, że tak bardzo poruszyła wszystkich jej historia.
Brittany Maynard razem ze swoją rodziną postanowiła przenieść się z Kalifornii do stanu Oregon, którego mieszkańcy mogą otrzymać na receptę środki przyśpieszające ich śmierć. Maynard swoje odejście zaplanowała na 1 listopada, kilka dni po urodzinach męża.
W nagraniu Brittany Maynard opowiada o tym, jak będą wyglądać ostatnie chwile jej życia: - Chcę być wtedy otoczona najbliższą rodziną - mężem, mamą i ojczymem, a także najlepszą przyjaciółką, która jest lekarzem. Umrę tutaj, na górze, w sypialni. Odejdę spokojnie, z bliskimi u boku, z ulubioną muzyką w tle. Brak mi słów, żeby opowiedzieć o uldze, jaką odczuwam, wiedząc, że nie będę musiała umierać w sposób, o jakim opowiedzieli mi lekarze. Że rak nie zrobi ze mnie niewolnicy - mówiła kobieta.
W rozmowie ze stacją CNN przyznała, że nie chce umierać - ale umiera. - Miałam fiolki od tygodnia. Nie jestem samobójcą. Gdybym była, to bym spożyła je dawno temu. Ja nie chcę umrzeć, ale umieram. Chcę więc umrzeć na własnych warunkach. Posiadanie tego wyboru na koniec życia stało się niezwykle ważne. To dało mi poczucie spokoju podczas burzliwego czasu, który był zdominowany przez strach, niepewność i ból - mówiła.
CNN, Huffington Post, TVN24
Brittany Maynard razem ze swoją rodziną postanowiła przenieść się z Kalifornii do stanu Oregon, którego mieszkańcy mogą otrzymać na receptę środki przyśpieszające ich śmierć. Maynard swoje odejście zaplanowała na 1 listopada, kilka dni po urodzinach męża.
W nagraniu Brittany Maynard opowiada o tym, jak będą wyglądać ostatnie chwile jej życia: - Chcę być wtedy otoczona najbliższą rodziną - mężem, mamą i ojczymem, a także najlepszą przyjaciółką, która jest lekarzem. Umrę tutaj, na górze, w sypialni. Odejdę spokojnie, z bliskimi u boku, z ulubioną muzyką w tle. Brak mi słów, żeby opowiedzieć o uldze, jaką odczuwam, wiedząc, że nie będę musiała umierać w sposób, o jakim opowiedzieli mi lekarze. Że rak nie zrobi ze mnie niewolnicy - mówiła kobieta.
W rozmowie ze stacją CNN przyznała, że nie chce umierać - ale umiera. - Miałam fiolki od tygodnia. Nie jestem samobójcą. Gdybym była, to bym spożyła je dawno temu. Ja nie chcę umrzeć, ale umieram. Chcę więc umrzeć na własnych warunkach. Posiadanie tego wyboru na koniec życia stało się niezwykle ważne. To dało mi poczucie spokoju podczas burzliwego czasu, który był zdominowany przez strach, niepewność i ból - mówiła.
CNN, Huffington Post, TVN24