Żaden ze zwalnianych nie był zamieszany w akty terroru - przed opuszczeniem więzienia każdy z nich musiał też podpisać dokument, iż wyrzeka się "terroryzmu i przemocy".
Zwolnienia obejmą tylko pięć procent palestyńskich więźniów spośród 7700 przebywających w izraelskich więzieniach, Władze Autonomii uważają, że to zbyt mało. Ich zdaniem, akcja winna objąć tysiące ludzi, znajdujących się w izraelskich zakładach karnych. Z kolei rząd Izraela wykluczył zwolnienie oskarżonych o udział w zamachach terrorystycznych.
Spór o liczbę zwalnianych bojowników palestyńskich spowodował odwołanie planowanego na tę środę spotkania premierów Izraela i Autonomii - Ariela Szarona i Mahmuda Abbasa.
Anulowanie szczytu wywołało obawy, że zagrożona zostanie realizacja planu pokojowego - tzw. mapy drogowej. Główny palestyński negocjator Saeb Erekat zaapelował we wtorek do Waszyngtonu o interwencję, ostrzegając przed nowym, poważnym kryzysem w regionie.
W najbliższych dniach w Izraelu spodziewany jest zastępca sekretarza stanu USA William Burns; Waszyngton zaprzecza jednak, by wizyta ta miała interwencyjny charakter. Podkreśla przy tym, że obie strony - Autonomia Palestyńska i Izrael - ponoszą winę za opóźnienia w realizacji planu pokojowego, nie spełniając swych zobowiązań. Palestyńczycy nie doprowadzili do rozbrojenia organizacji terrorystycznych, Izrael natomiast nie zamroził budowy osiedli żydowskich na ziemiach palestyńskich, a wojsko nadal pozostaje w miastach Zachodniego Brzegu.
Zgodnie z planem pokojowym, żołnierze izraelscy winni opuścić miasta palestyńskie. Do tej pory wojsko wyjechało tylko z Betlejem, pozostaje jednak na pozycjach pod miastem.
Z ostatnich doniesień wynika też, że izraelska kolumna pancerna weszła do Jerycha na Zachodnim Brzegu Jordanu i ogłosiła wprowadzenie godziny policyjnej.
em, pap