Wg różnych doniesień w grupie, która przyleciała trzema śmigłowcami do ambasady USA, jest 6-10 żołnierzy. Będą oni zapewniać logistyczne wsparcie wojskom zachodnioafrykańskich sił pokojowych, od poniedziałku przebywającym w ogarniętym chaosem kraju.
Za pośrednictwem tych żołnierzy utrzymywana będzie łączność dowódców z trzema amerykańskimi okrętami, które są u wybrzeży Liberii. Na ich pokładzie jest ok. 2,5 tys. żołnierzy marines, a także śmigłowce i inny sprzęt, wystarczający do przeprowadzenia interwencji.
Do Liberii przybyli w poniedziałek żołnierze nigeryjscy - długo oczekiwani pierwsi przedstawiciele międzynarodowych sił pokojowych, które mają zaprowadzić porządek w tym kraju Afryki Zachodniej, pustoszonym od 14 lat przez wojnę domową.
W misji w Liberii w sumie weźmie udział 3250 żołnierzy z krajów Afryki Zachodniej. Zgodnie z przyjętą w nocy z piątku na sobotę rezolucją Rady Bezpieczeństwa, po paru miesiącach mają być zastąpieni przez siły pokojowe ONZ.
Rezolucja nie wyznacza żadnej szczególnej roli w Liberii Stanom Zjednoczonym, mimo iż ONZ, kraje afrykańskie i inne nalegały na Waszyngton, by stanął na czele sił mających położyć kres walkom oddziałów lojalnych wobec prezydenta Charlesa Taylora z rebeliantami, którzy chcą go obalić.
Warunkiem stawianym przez Waszyngton w kwestii udziału w misji pokojowej jest przede wszystkim odejście Taylora, oskarżanego o zbrodnie wojenne popełnione w czasie wojny domowej w Sierra Leone.
sg, pap