Ponad 160 peszmergów, kurdyjskich bojowników, mających wesprzeć swoich pobratymców w obleganym przez Państwo Islamskie mieście Kobane, od tygodnia nie zdołało przechylić szali i odeprzeć dżihadystów.
Dzięki tureckiej aprobacie, dodatkowe oddziały Kurdów z ciężką bronią udało się przerzucić w niedzielę przez granicę z Syrią. Dotąd obrońcy należący do miejscowej kurdyjskiej milicji, Ludowych Jednostek Ochrony (YPG), byli niemal całkowicie pozbawieni artylerii, podczas gdy szturmujące miasto od połowy września siły Państwa Islamskiego są znakomicie uzbrojone.
Choć USA kilkukrotnie apelowało do Turcji, by ta wsparła leżące zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy syryjskie miasto Kobane, prezydent Turcji, konserwatywny muzułmanin Recep Tayyip Erdogan, nie zamierza wspierać bojowników. Według niego, YPG oraz główne ugrupowanie tureckich Kurdów, Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), to skrajnie lewicowe siły, których dojścia do władzy obawia się Erdogan. Od 1984 r. armia turecka prowadziła na terytorium Turcji walkę z partyzantką kurdyjską, uważaną przez większość krajów europejskich za siłę terrorystyczną.
Jak twierdził jednak w piątek dziennik "Hurriyet", prezydent Erdogan "w sytuacji narastającego napięcia wobec problemu kurdyjskiego w kontekście wojny domowej w Syrii" podjął rokowania z PKK i planuje powrócić do rozpoczętego procesu pokojowego. Również rzecznik PKK zadeklarował, że Kurdowie w Turcji opowiadają się za "politycznym rozwiązaniem".
Kurdowie, których liczebność ocenia się zazwyczaj na 20 do 30 milionów, stanowią mniejszości zamieszkujące Turcję, Irak, Iran i Syrię.
BBC, El Hurriyet, Al Jazeera
Choć USA kilkukrotnie apelowało do Turcji, by ta wsparła leżące zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy syryjskie miasto Kobane, prezydent Turcji, konserwatywny muzułmanin Recep Tayyip Erdogan, nie zamierza wspierać bojowników. Według niego, YPG oraz główne ugrupowanie tureckich Kurdów, Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), to skrajnie lewicowe siły, których dojścia do władzy obawia się Erdogan. Od 1984 r. armia turecka prowadziła na terytorium Turcji walkę z partyzantką kurdyjską, uważaną przez większość krajów europejskich za siłę terrorystyczną.
Jak twierdził jednak w piątek dziennik "Hurriyet", prezydent Erdogan "w sytuacji narastającego napięcia wobec problemu kurdyjskiego w kontekście wojny domowej w Syrii" podjął rokowania z PKK i planuje powrócić do rozpoczętego procesu pokojowego. Również rzecznik PKK zadeklarował, że Kurdowie w Turcji opowiadają się za "politycznym rozwiązaniem".
Kurdowie, których liczebność ocenia się zazwyczaj na 20 do 30 milionów, stanowią mniejszości zamieszkujące Turcję, Irak, Iran i Syrię.
BBC, El Hurriyet, Al Jazeera