Małysz o Rajdzie Dakar: Nie mieliśmy wody. Mogliśmy tam zostać na zawsze

Małysz o Rajdzie Dakar: Nie mieliśmy wody. Mogliśmy tam zostać na zawsze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Małysz o Rajdzie Dakar: Nie mieliśmy wody. Mogliśmy tam zostać na zawsze (fot. Wprost) Źródło: Wprost
- Płaci się cholerne pieniądze, żeby wystartować, i jak do tej pory byłem przekonany, że organizator zapewnia wszelką pomoc i bezpieczeństwo, ale patrząc po tej sytuacji, to już taki pewny tego nie jestem - mówił Adam Małysz na temat Rajdu Dakar.
Adam Małysz ze swoim pilotem Rafałem Martonem chcieli pobić swój najlepszy wynik w Dakarze. Niestety tuż przed metą drugiego etapu ich auto doszczętnie spłonęło.

- W pewnym momencie usłyszeliśmy dosyć mocny strzał z tyłu. Jak zjechaliśmy na bok i uwolniliśmy się z pasów, nad naszymi głowami był już pożar na dwa metry do góry. Próbowaliśmy odpalić system gaśniczy, ale system gaśniczy przy takim pożarze nie ma już nic do roboty. Obserwowaliśmy z odległości kilkudziesięciu metrów, jak nasz samochód płonie - relacjonował Małysz w TVN24.

Prawdopodobnie w wyniku udaru słonecznego na trasie kolejnego etapu zmarł polski motocyklista Michał Hernik. Jego ciało znaleziono kilkaset metrów od trasy, bez kasku. Jak podają organizatorzy na jego ciele nie było śladów obrażeń.

- Zawodnicy, którzy jadą w rajdzie, nie chcą dopuszczać nawet takich sytuacji do siebie ze względu na to, że jest to bardzo duże obciążenie i na pewno każdego to bardzo boli, i każdy zastanawiał się, jak mogło do tego dojść. Ten, kto nigdy nie był na Dakarze, nie wie, jak de facto tutaj jest. Wielokrotnie ktoś tutaj sobie myśli: ten dał radę, to ja nie dam rady? To nie jest bułka z masłem, to jest naprawdę bardzo ciężki rajd - tłumaczył Adam Małysz.

Były skoczek ma jednak za złe organizatorom, iż pozwolili na to, żeby zawodnicy ścigali się na takim upale. - Po raz kolejny, chyba to jest drugi raz z rzędu, organizator funduje w drugi dzień rajdu tak potężny wysiłek, że wielu z tych zawodników odpada i nie kontynuuje. Zastanawiamy się, czy to nie jest czasem specjalnie robione, żeby jak najwięcej zawodników odpadło, żeby organizatorzy mieli jakby mniej kłopotów - krytykował organizację.

- U nas też była taka sytuacja. Czekaliśmy bardzo długo na pomoc, nie mieliśmy wody, bo wszystko spłonęło. Przy temperaturze prawie 50 stopni myślę, że też mogliśmy tam wręcz zostać na zawsze. O tyle dobrze, że znaleźliśmy w pobliżu lokalnych kibiców i oni mieli przy sobie wodę, którą nam dali. Później przyleciał helikopter, telewizja. Przylecieli, nakręcili, nie mogli nas zabrać, bo nie mieli miejsca na pokładzie. Tej wody mieli tam niewiele, którą nam zostawili, to tak było na dwa łyki i dalej czekaliśmy, później przyleciał kolejny helikopter, zrobił tylko okrążenie nad nami i poleciał dalej - opowiadał były skoczek.

tvn24.pl