W sobotę o godz. 2.00 rano kpt Łappa wywołał przez radio swoich przełożonych, znajdujących się na holowniku, i zameldował, że ma przeciek. Zaproponował, aby zatrzymać okręt na małej głębokości u wybrzeży wyspy Kildin i tam dokonać naprawy. W tym czasie okręt był jeszcze stabilny.
Dowództwo jednak nie wydało na to zgody tylko rozkaz, by kontynuować naprawę i czekać na pomoc.
Gdy przedziały ósmy i dziewiąty napełniły się wodą, zbyt wielkie ciśnienie na system pontonów, do których był umocowany okręt, zerwało liny. Jednostka zatonęła w ciągu kilku minut. Załoga nie miała żadnych szans. Spośród 10 osób, znajdujących się na pokładzie, zdołał uratować się tylko jeden członek załogi. W pierwszych godzinach poszukiwań znaleziono ciała dwóch marynarzy. Ratownicy przypuszczają, że siedmiu pozostałych spoczęło wraz z okrętem na głębokości 238 metrów.
W chwili wypadku okręt K-159, wycofany z czynnej służby w 1989 r., był holowany do stoczni remontowej w mieście Polarnyj na Półwyspie Kola, gdzie miał być złomowany. Według oficjalnej wersji Ministerstwa Obrony, do tragedii doszło podczas arktycznego sztormu, gdy zerwały się liny łączące okręt z pontonami. Jednostka straciła stabilność i zatonęła w odległości trzech mil na północny zachód od wyspy Kildin.
Niektóre media rosyjskie zarzuciły dowództwu, że operację holowania podjęto w warunkach pogodowych, w jakich nie powinno się jej przeprowadzać, co doprowadziło do wypadku.
Minister obrony Rosji Siergiej Iwanow zasugerował w niedzielę, że przyczyną zatonięcia okrętu była lekkomyślność. Zarzucił rosyjskim wojskowym, że w swoich operacjach mają zwyczaj "polegać na czystym przypadku".
em, pap