W środę agencje informowały o sześciu zabitych, jednak wieczorem podawano, że zginęły cztery osoby. Większość ofiar to studenci miejscowych uczelni.
Eksplozja nastąpiła około godz. 7.35 czasu moskiewskiego (5.35 warszawskiego), gdy podmiejska kolejka z Kisłowodska do miejscowości Minieralnyje Wody z 50 pasażerami mijała stację Podkumok. Dwa ładunki wybuchowe o łącznej sile 5 kg trotylu podłożono w jednym z wagonów.
Zatrzymany został podejrzany osobnik, który usiłował zbiec z miejsca zamachu; jest on ranny i przebywa w szpitalu - podał dyrektor regionalnej kolei Władimir Wrabiow.
Kraj Stawropolski, gdzie miał miejsce zamach graniczy z większością autonomicznych republik północnokaukaskich, w tym z Czeczenią. Do zamachu doszło w okolicy styku granic prowincji z dwoma innymi obszarami autonomicznymi - Karaczajo-Czerkiesją i Kabardyno- Bałkarią.
Zdaniem rosyjskiego politologa z Centrum Badań Strategicznych Andrieja Piontkowskiego, ten akt terroru "nie jest jednostkowym epizodem, lecz objawem rosnącej przemocy na Kaukazie". "Wiąże się (on) z zaplanowanymi na październik wyborami prezydenckimi w Czeczenii, których przeciwnicy chcą przypomnieć, że istnieją i nie rezygnują".
"Odmawiając rozmów z czeczeńskimi separatystami, władze rosyjskie opowiedziały się za wojną domową w Czeczenii. Wojna ta rozprzestrzeni się na cały Kaukaz i dojdzie nawet do Moskwy" - prognozuje Piontkowski.
Do zamachu nie przyznała się żadna organizacja.
sg, pap