Tajemniczy sygnał z obrzeży przestrzeni kosmicznej, który odebrali ostatnio astronomowie, może pochodzić z czarnej dziury, gwiazdy neutronowej, a nawet - od obcej cywilizacji.
Serie szybkich sygnałów radiowych, trwających zaledwie milisekundy, pochodzą z nieznanych źródeł we Wszechświecie, które emitują tyle energii, ile Słońce przez cały dzień. Pierwszy raz zostały wychwycone w 2007 roku. Od tamtego czasu - jeszcze siedmiokrotnie. Za każdym razem jednak na ślady tych sygnałów natrafiano przypadkiem, analizując archiwalne dane. Tym razem jednak, udało się uchwycić fenomen "na żywo".
To, czym jest źródło emisji sygnałów, rozpala dyskusje wielu naukowców. Możliwości sięgają od czarnych dziur, przez zderzanie gwiazd neutronowych, po obce cywilizacje.
- Te zdarzenia są jednymi z największych zagadek w całym kosmosie - mówił John Mulchaey w rozmowie z "Telegraph", stojący na czele Obserwatorium Carnegie w Wielkiej Brytanii. - Do tej pory jednak,
nikomu nie udało się zaobserwować momentu pojawienia się sygnałów - podkreśla.
Naukowcy prowadzą nasłuch Wszechświata poprzez sieć teleskopów rozmieszczonych w Australii, Kalifornii, na Wyspach Kanaryjskich, w Chile, Niemczech, na Hawajach i w Indiach.
Dzięki "złapaniu" sygnału na "gorącym uczynku", naukowcy mogli szybko sprawdzić inne długości fali, takie jak podczerwień lub promieniowanie rentgenowskie i porównać je z odebraną emisją, ale do niczego nie doszli.
- Fakt, że nie widzimy światła w innych długościach fali eliminuje szereg zjawisk astronomicznych, które są związane
z gwałtownymi wydarzeniami, takimi jak rozbłyski gamma z eksplodujących gwiazd i supernowych - zauważa jednak inny naukowiec uczestniczący w badaniach, Daniele Malesnani z Uniwersytetu w Kopenhadze. Zwraca się także uwagę na fakt, iż fale były silnie spolaryzowane, co może świadczyć o tym, że emitent znajdował się blisko obiektu o silnym polu magnetycznym. - Dzięki temu wiemy przynajmniej, czego szukamy - podkreślał uczony.
Na razie udało się ustalić, że sygnał pochodził spoza naszej galaktyki, 5,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Praca na ten temat została opublikowana w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.
Telegraph
To, czym jest źródło emisji sygnałów, rozpala dyskusje wielu naukowców. Możliwości sięgają od czarnych dziur, przez zderzanie gwiazd neutronowych, po obce cywilizacje.
- Te zdarzenia są jednymi z największych zagadek w całym kosmosie - mówił John Mulchaey w rozmowie z "Telegraph", stojący na czele Obserwatorium Carnegie w Wielkiej Brytanii. - Do tej pory jednak,
nikomu nie udało się zaobserwować momentu pojawienia się sygnałów - podkreśla.
Naukowcy prowadzą nasłuch Wszechświata poprzez sieć teleskopów rozmieszczonych w Australii, Kalifornii, na Wyspach Kanaryjskich, w Chile, Niemczech, na Hawajach i w Indiach.
Dzięki "złapaniu" sygnału na "gorącym uczynku", naukowcy mogli szybko sprawdzić inne długości fali, takie jak podczerwień lub promieniowanie rentgenowskie i porównać je z odebraną emisją, ale do niczego nie doszli.
- Fakt, że nie widzimy światła w innych długościach fali eliminuje szereg zjawisk astronomicznych, które są związane
z gwałtownymi wydarzeniami, takimi jak rozbłyski gamma z eksplodujących gwiazd i supernowych - zauważa jednak inny naukowiec uczestniczący w badaniach, Daniele Malesnani z Uniwersytetu w Kopenhadze. Zwraca się także uwagę na fakt, iż fale były silnie spolaryzowane, co może świadczyć o tym, że emitent znajdował się blisko obiektu o silnym polu magnetycznym. - Dzięki temu wiemy przynajmniej, czego szukamy - podkreślał uczony.
Na razie udało się ustalić, że sygnał pochodził spoza naszej galaktyki, 5,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Praca na ten temat została opublikowana w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.
Telegraph