Generał chce pokonać Busha

Generał chce pokonać Busha

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zgodnie z oczekiwaniami emerytowany generał Wesley K.Clark, były dowódca wojsk NATO oficjalnie ogłosił swoją kandydaturę do nominacji prezydenckiej z ramienia Partii Demokratycznej.
Oprócz niego o nominację ubiega się jeszcze dziewięciu Demokratów, wśród których nie ma wyraźnego lidera.

58-letni generał, dowódca wojsk NATO za kadencji prezydenta Billa Clintona, weteran wojny wietnamskiej, poinformował o swoich planach na wiecu w rodzinnym mieście Little Rock w stanie Arkansas.

"Nazywam się Wesley Clark, jestem z Arkansas i zamierzam ubiegać się o stanowisko prezydenta USA" - powiedział Clark w Little Rock. Skrytykował następnie administrację prezydenta George'a Busha za stan gospodarki, bezrobocie oraz wysoki i stale rosnący deficyt budżetowy.

Clark nie przedstawił jednak w tych sprawach żadnych konkretnych propozycji. Również na inne tematy wypowiadał się ogólnikowo.

Zgłoszenie kandydatury przez generała - nawiązującego do tradycji dowódców wojskowych w historii USA, którzy zostawali prezydentami, jak Ulysses Grant czy Dwight Eisenhower - zafascynowało obserwatorów w Waszyngtonie. Niektórzy upatrują w Clarku "czarnego konia" przyszłorocznych wyborów.

Czterogwiazdkowy generał jest absolwentem akademii West Point, którą ukończył z najwyższymi wyróżnieniami. Był tam jedynym w swoim roczniku absolwentem Uniwersytetu Oxforda, gdzie uczęszczał dzięki elitarnemu stypendium Rhodesa (takie samo stypendium pozwoliło także Billowi Clintonowi studiować na  brytyjskiej uczelni).

Militarna biografia Clarka jest uważana za jego duży atut w kampanii - po atakach terrorystycznych 11 września Amerykanie przywiązują szczególną wagę do kwalifikacji prezydenta w  dziedzinie obronności i bezpieczeństwa. Zdaniem ekspertów, powinno mu także pomóc pochodzenie z konserwatywnego południa.

Generał krytykował prezydenta Busha za wojnę z Irakiem, twierdząc, że nie była ona konieczna, przynajmniej tak wcześnie. Zarzuca też Bushowi brak politycznego przygotowania do "wygrania pokoju", tzn. nieumiejętność sformowania szerszej międzynarodowej koalicji w celu ustabilizowania sytuacji w tym kraju.

Według komentatorów, tylko wybitny wojskowy, jak Clark, może sobie pozwolić na taką krytykę Busha w okresie wojny z terroryzmem bez ryzyka znacznej utraty głosów.

Mimo sceptycyzmu w sprawie Iraku, generał nie ma opinii "gołębia" - w czasie zbrojnej akcji NATO przeciw Jugosławii w 1999 r. naciskał na śmielsze działania w obronie Albańczyków w Kosowie. Po konflikcie na tym tle z ówczesnym szefem Pentagonu Williamem Cohenem został przedterminowo zwolniony z dowództwa wojsk sojuszu.

W sprawach krajowych Clark, który nie pełnił dotąd żadnych stanowisk politycznych, zajmuje stanowisko umiarkowanie liberalne. Popiera obniżki podatków dla klasy średniej, prawo do aborcji, a także akcję afirmatywną, czyli system preferencji dla Murzynów i Latynosów w awansie społecznym i zawodowym.

Środowy "Washington Post" zwrócił jednak uwagę na słabsze punkty Clarka. Z cytowanych przez gazetę opinii anonimowych wojskowych wynika, że ma wielu wrogów w armii, gdzie zraził do siebie kolegów oficerów arogancją, szorstkim traktowaniem podwładnych i nadmiernie okazywaną ambicją.