Łotwa uchodziła za najbardziej, obok Estonii, eurosceptyczny kraj Europy Środkowo-Wschodniej. Przez długi czas poparcie dla członkostwa w UE wahało się w granicach 50 procent. Wprawdzie ostatni sondaż przed referendum wskazywał na ponad 63-procentowe poparcie, ale nikt nie był do końca pewny wyniku.
Prezydent Łotwy Veira Vike-Freiberga powiedziała w sobotę po oddaniu głosu, ze spodziewa się 62-procentowego poparcia dla członkostwa. Łotewscy politycy mówili, ze chcieliby osiągnąć podobny wynik, jaki zanotowano tydzień wcześniej w Estonii, gdzie za wejściem do UE opowiedziało się 67 procent głosujących.
Vike-Freiberga, która późnym wieczorem przybyła do centrum prasowego, powiedziała, że jest bardzo szczęśliwa z wyniku referendum i jest przekonana, ze mieszkańcy Łotwy nie będą żałować podjętej decyzji. "Musimy nadal ciężko pracować, gdyż przyszłość jest w naszych rękach" - dodała.
Natomiast premier Einars Repse oświadczył, że wejście do UE to jedno z trzech najważniejszych wydarzeń w historii Łotwy.
Premier wśród tych trzech najważniejszych wydarzeń umieścił uzyskanie niepodległości przez Łotwę w okresie międzywojennym oraz jej odzyskanie po upadku ZSRR w 1991 roku. "Trzecie przeżywamy dziś wraz z decyzją o wstąpieniu do Unii Europejskiej" - podkreślił Repse.
Radość z wyniku referendum zmąciła jedna z partii koalicji rządowej Pierwsza Partia Łotwy. Jej lider Eriks Jekabsons powiedział, że "rząd ugrzązł na mieliźnie i jedyną możliwością dla obecnej koalicji jest zmiana premiera".
sg, pap