Gdy policja przyjechała do szkoły, panował tam chaos. Uczniowie krzyczeli i płakali. Nauczyciele z trudem opanowali panikę i odesłali wszystkich do domów. Poruszenie było tym większe, że co jakiś czas w amerykańskich szkołach dochodzi do podobnych tragicznych wypadków, ale nigdy - w Minnesocie.
Do szkoły Ricori chodzi około 800 uczniów.
Według relacji świadków, cieszący się powszechnym szacunkiem nauczyciel wf., Mark Johnson, zachował zimną krew i spokojnym głosem zażądał od piętnastolatka oddania broni. Uczeń uległ perswazji pedagoga. Potem zamknięto go i pilnowano w jednym z pomieszczeń, aż do przyjazdu policji.
Johnson odmówił wywiadu dla Associated Press. Powiedział tylko, że nie uważa swojego czynu za heroizm. "Po prostu miałem szczęście, że udało mi się zabrać mu broń" - dodał.
Liczące 3 tys. mieszkańców miasteczko Cold Sprong jest wstrząśnięte. "Gdy zdarza się coś takiego, to nikt nie pozostaje obojętny. To wielka tragedia. Wszyscy próbujemy zrozumieć, dlaczego to się stało" - powiedział miejscowy szeryf John Sanner. Setki osób przyszły w środę wieczorem na nabożeństwo żałobne do miejscowego kościoła katolickiego.
rp, pap