Weź przeciętnego wyborcę Likudu: możesz mu poobcinać ręce, a on i tak nie zagłosuje na lewicę – Roni Hava jest przekonana, że dla Netanjahu nie ma w Izraelu alternatywy. Hava mieszka w dzielnicy Hatikwa, na południowych przedmieściach Tel Awiwu. Tutaj wszyscy głosują na Likud, nie przejmując się, że w oczach liberalnej reszty metropolii uchodzą za swoiste moherowe berety. – Tylko Bibi może poprowadzić ten kraj – kwituje Hava, nazywając premiera „magikiem”.
Rzeczywiście, to była magia: jeszcze kilkanaście dni przed ubiegłotygodniowym głosowaniem nikt nie dałby za Netanjahu złamanego szekla. Jego Likud leciał w sondażach w dół. Ostatecznie okazało się jednak, że partia Netanjahu weźmie o kilka miejsc w Knesecie więcej niż Unia Syjonistyczna, czyli połączone siły lewicy i centrum. W 120-osobowym parlamencie Izraela oznacza to znaczną przewagę. W miejscach takich jak Hatikwa na Netanjahu głosowało nawet 40 proc. wyborców. Jeszcze więcej w tradycyjnych bastionach prawicy jak Bat Yam, Afula czy Sderot – miasteczku, na które ustawicznie spadają wystrzeliwane ze Strefy Gazy rakiety.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.