Na pokładzie chinooka znajdowało się ponad 30 osób. Dowództwo amerykańskie poinformowało w komunikacie, że śmigłowiec został zestrzelony "nieznaną bronią". Według wcześniejszych, nieoficjalnych informacji, maszyna została trafiona pociskiem rakietowym ziemia-powietrze, wystrzeliwanym z ręcznej wyrzutni. Napastnicy strzelali z rejonu Faludży - odległego od Bagdadu o około 50 kilometrów miasta, położonego w tzw. sunnickim trójkącie, znanego z prosaddamowskich sympatii.
Uszkodzony chinook awaryjnie lądował na polu niedaleko irackiej wsi; maszyna natychmiast stanęła w ogniu. Teren został otoczony przez oddziały amerykańskie - na miejsce nie dopuszczono dziennikarzy, konfiskując im także filmy, zrobione w pobliżu miejscu wypadku.
Mieszkańcy Faludży, których słowa cytuje agencja Reutera, mówią, iż widzieli dwa pociski rakietowe, które ktoś odpalił z zagajnika palmowego; jeden z nich uderzył w amerykański śmigłowiec.
Ci sami ludzie podają też, że w niedzielę rano na trasie konwoju cywilnych samochodów, którymi jechali żołnierze USA, na ulicy w Faludży eksplodowała bomba. Jeden z pojazdów spłonął - nie wiadomo, czy były ofiary wśród pasażerów.
Informacja o zestrzeleniu śmigłowca wywołała nową falę entuzjazmu na ulicach miasta. Na miejscu zgromadził się tłum, wyrażając radość z powodu ataku. Jeden z mieszkańców Faludży tańczył w amerykańskim hełmie wojskowym. "To była nowa lekcja (udzielona przez) ruch oporu; nauczka dla chciwych agresorów - cytuje Associated Press jednego z mieszkańców Faludży. - Nigdy nie będą bezpieczni, dopóki nie wyniosą się z naszego kraju".
Iracka opozycja co najmniej trzykrotnie użyła już pocisków rakietowych przeciwko amerykańskim śmigłowcom - po raz pierwszy jednak stało się to w rejonie bagdadzkiego lotniska i po raz pierwszy atak spowodował tak wiele ofiar.
Wcześniej do podobnych ataków doszło pod Tikritem (25 października) i nad pustynią na zachodzie Iraku (12 czerwca). W obu przypadkach nikt z załogi nie ucierpiał.
Śmigłowiec - twierdzą świadkowie - leciał w grupie innych podobnych maszyn, transportujących na bagdadzkie lotnisko amerykańskich żołnierzy, udających się na urlopy wypoczynkowe poza Irak. Pytana przez dziennikarza AP rzeczniczka sił USA w Bagdadzie powiedziała, iż nie jest wykluczone, że na pokładach śmigłowców znajdowali się żołnierze z 82. dywizji powietrznodesantowej USA, stacjonującej w Camp Ridgeway na zachodzie Iraku.
W zeszły piątek Pentagon informował o rozszerzeniu programów urlopowych sił USA w Iraku, zapowiadając częstsze odsyłanie żołnierzy na kilkudniowy odpoczynek poza irackie terytorium.
Według niepotwierdzonych informacji, w niedzielę w centralnym Iraku w atakach opozycji prosaddamowskiej zginęło co najmniej czterech-pięciu dalszych żołnierzy USA.
W sobotę podawano, że liczba Amerykanów, zabitych w Iraku po 1 maja - kiedy prezydent Bush ogłosił zakończenie głównej operacji wojskowej w tym kraju - przekroczyła 123 osoby. W niedzielę bilans ten wzrósł do około 140 żołnierzy.
sg, pap