Oba ugrupowania uważane są za potencjalnych koalicjantów. Według obecnych wyników, będą mieć większość w parlamencie, co oznacza, że pozbawiły zwycięstwa gruzińską opozycję.
Największe ugrupowanie przeciwników władz - Ruch Narodowy Michaiła Saakaszwilego - zdobył 19,2 proc. głosów, zaś do parlamentu wejdą oprócz niego lewicowa Partia Pracy (12,1 proc.) i prozachodnie ugrupowanie szefowej parlamentu Nino Burdżanadze (7,9 proc.).
O wyniku Abaszydzego, który dotychczas miał około 7-procentowe poparcie, zadecydowało przygniatające zwycięstwo jego partii w rodzimej Adżarii, leżącej nad Morzem Czarnym w pobliżu granicy z Turcją.
Abaszydze, potomek miejscowych książąt i dawny przywódca lokalnych struktur partii komunistycznej, utrzymał władzę nad Adżarią po rozpadzie Związku Radzieckiego i do dziś całkowicie kontroluje tę 400-tysięczną republikę (cała Gruzja ma około 4,5 miliona mieszkańców).
Na wieść o jego zwycięstwie opozycja zareagowała zapowiedzią akcji protestacyjnych. "To próba zamachu stanu ze strony prezydenta Eduarda Szewardnadzego" - powiedział Michaił Saakaszwili.
Według wcześniejszych danych wygrywało ugrupowanie "Za Nową Gruzję (25 proc.), o 1 proc. wyprzedzając opozycyjny Ruch Narodowy Saakaszwilego (24 proc.). Zanim partia Abaszydzego wysunęła się na czoło, ugrupowania opozycyjne miały zapewnioną większość w parlamencie.
Przeciwnicy rządu szykują się tymczasem do akcji protestu. Michaił Saakaszwili zapowiedział w czwartek, że jeżeli do soboty prezydent Eduard Szewardnadze nie uzna porażki wyborczej swojego ugrupowania, opozycja zażąda dymisji głowy państwa.
Demonstracje pod tym hasłem mają odbywać się od soboty. Dotychczas opozycja ściągnęła najwięcej protestujących we wtorek, kiedy to na ulice Tbilisi wyszło 10 tysięcy osób.
sg, pap