Coraz więcej ochotników wyjeżdża do Syrii, by wesprzeć Kurdów w walce z Państwem Islamskim. Wśród tych kilkuset żołnierzy są również Polacy. Jako matka czworga dzieci nie mam zielonego pojęcia na temat walki z bronią w ręku. Ale faktem też jest, że za dużo się napatrzyłam na to, co ci debile wyprawiają... Nie potrafię być obojętna – napisała na Facebooku 30-letnia Joanna. Pod koniec września mieszkająca w Niemczech Polka wyjechała do Syrii, gdzie dołączyła do Kobiecych Jednostek Obrony (YPJ), walczących z Państwem Islamskim. Oddział powstał trzy lata temu i składa się z 7,5 tys. ochotniczek, głównie jazydek, które walczą jako część Kurdyjskich Narodowych Sił Obrony w kontrolowanym przez Kurdów regionie Rożawa, w północnej części Syrii. Polka dotarła na Bliski Wschód dzięki organizacji The Lions of Rojava (Lwy Rożawy), która do walki przeciw dżihadystom werbuje chętnych za pośrednictwem mediów społecznościowych. Na oficjalnej stronie internetowej czytamy, że celem organizacji jest „walka o powstający model równości, wolności, demokracji i sprawiedliwości społecznej w Syrii i na Bliskim Wschodzie!”. Dotąd o propagandzie w kwestii werbunku zagranicznych bojowników mówiono tylko w kontekście sunnickich radykałów, którzy tłumnie przyłączali się do walki w imię samozwańczego kalifatu. Tymczasem Joanna jest jedną z ponad 500 osób z całego świata, które dobrowolnie wspierają Kurdów. I choć ich wartość bojowa najczęściej nie jest imponująca, to przyczyniają się do spopularyzowania bohaterskiego oporu tego ludu. PRZYGODA NA FRONCIE Gdy stoisz na straży, to wiesz, że jedynym, co dzieli cywilizację od Państwa Islamskiego, jesteś ty i twój kałasznikow – deklamuje Michael Enright, brytyjski aktor znany m.in. z roli w „Piratach z Karaibów”, który w maju tego roku dołączył do kurdyjskich Ludowych Jednostek Obrony w Syrii (YPG). Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych ochotników. I choć w jego przypadku popularność działa raczej na niekorzyść (wielokrotnie był posądzany o to, że pojechał na front, by ją zyskać), doskonale ilustruje, jak bardzo zróżnicowana społecznie jest grupa Lwów Rożawy. Są wśród nich zarówno twardziele tacy jak 26-letni Brandon Glossop, weteran kanadyjskiej piechoty, członkowie holenderskiego gangu motocyklowego No Surrender, jak i Maisie oraz Macer Giffordowie, handlowcy z londyńskiego City. Zdecydowana większość woli jednak nie ujawniać nazwisk. Myślą o bezpieczeństwie swoich rodzin lub obawiają się konsekwencji prawnych za walkę w obcej armii. Są wśród nich Polacy, choć nie wiadomo ilu, bo poza Joanną nikt nie odważył się na coming-out. Pierwsza fala ochotników z Zachodu pojawiła się w Syrii w drugiej połowie 2014 r., gdy świat usłyszał o Kobane, kurdyjskim mieście, które bohatersko odpierało ataki Państwa Islamskiego. Niezłomna postawa zjednała mieszkańcom przychylność zachodnich mediów, a internetowa propaganda zaczęła przyciągać ochotników. „Potrzebujemy wszystkich, nie tylko żołnierzy” brzmiał komunikat. Ochotnicy twierdzą, że motywuje ich walka z bestialstwem dżihadystów, a wybrali Kurdów, bo są efektywną i wiarygodną iłą walczącą z ISIS. Najbardziej rozpoznawalną twarzą boowników walczących u boku YPG został 8-letni Amerykanin Jordan Matson naywany Bradem Pittem z Kurdystanu. Jest eteranem amerykańskiej armii, choć nigdy ie stacjonował nigdzie poza USA. W Syrii zybko trafił na pole bitwy i... został ranny. ie ostudziło to jego zapału. Podczas rekonalescencji zaczął zajmować się rekrutacją rzez media społecznościowe. To właśnie emu przypisuje się założenie facebookowego rofilu Lwów Rożawy. Amerykanin udzielił eż kilku wywiadów dla międzynarodowych ediów, nagłaśniając sprawę Kurdów. Dziś nów jest na froncie w Syrii. Zaangażowanie się osób takich jak Matson o ważny symbol i źródło otuchy dla Kurów, którzy rozpaczliwie oczekują wsparcia iędzynarodowej koalicji. – Oczywiście, że olelibyśmy dostać broń, ale mamy przynajniej nadzieję, że obecność tych bojowników ędzie zachęcać ich kraje do wsparcia naszej alki. Staramy się nie wysyłać ich na front, ale większość bardzo nalega. Przyjeżdżają z daleka i chcą posmakować prawdziwej wojny – tłumaczy Redur Chalil, rzecznik YPG. Przyjazd do Kurdystanu nie zawsze odpowiada jednak romantycznym wyobrażeniom o walce w antyislamskiej międzynarodówce. Wielu ochotników narzeka na brak skoordynowanych działań, chaos w sztabie i fatalną logistykę. Na to, że nie wykorzystywano w pełni jego możliwości, skarżył się niedawno dziennikarzom „Wall Street Journal” Jamie Lane, amerykański weteran, który utyskiwał, że zamiast posłać go na front, wykorzystywano go do krzewienia kurdyjskiej rewolucji. Kurdowie z kolei narzekają, że część zachodnich ochotników przyjeżdża na kilka miesięcy tylko po to, by podrasować swoje CV lub móc się pochwalić zdjęciami na Facebooku. Jednak wielu ochotników z Zachodu zapłaciło już za tę przygodę życiem. Kilku zabitych w ciągu ostatnich miesięcy, o których wiemy, to m.in. Ashley Johnston (Australia, l. 28), Konstandinos Erik Scurfield (Wielka Brytania, l. 25), Ivana Hoffmann (Niemcy, l. 19), Keith Broomfield (USA, l. 36) czy Reece Harding (Australia, l. 23). Poza tym Państwo Islamskie zwiększyło niedawno nagrodę ze 100 na 150 tys. dolarów za zabicie lub pojmanie cudzoziemca. Stracenie przed kamerami „krzyżowca” byłoby dla dżihadystów wielkim sukcesem propagandowym. NA BAKIER Z PRZEPISAMI Ochotnicy z Zachodu walczą nie tylko w jednostkach YPG, ale też w irackim Kurdystanie, u boku peszmergów (bojowników kurdyjskich). I choć władze Autonomicznego Regionu Kurdystanu mają wątpliwości co do przyjmowania cudzoziemców, to dowódcy polowi nie zawsze się tym przejmują. Od wiosny działa program FRAME (Kurdish Peshmerga Foreign Registration, Assessment, Management and Extraction), umożliwiający ochotnikom przesłanie aplikacji. O ile wśród Lwów Rożawy walczą osoby, które nie zawsze mają przeszkolenie wojskowe, o tyle irackich Kurdów wspierają tylko profesjonaliści, najczęściej byli wojskowi, weterani wojen w Iraku i Afganistanie oraz bezwzględni najemnicy. W irackim Kurdystanie udzielają się też inne grupy, np. Weterani przeciwko ISIS, składająca się z byłych żołnierzy USA, najczęściej służących wcześniej nad Eufratem i Tygrysem, czy Synowie Międzynarodowej Wolności (SOIL), założona przez Matthew VanDyke’a, amerykańskiego najemnika walczącego w 2011 r. w Libii, który szkolił w Iraku milicje asyryjskie. Specjaliści nie mają jednak wątpliwości, że Lwy Rożawy mimo często szlachetnych motywacji nie mogą osiągnąć znaczącego sukcesu militarnego. Bez skoordynowanej interwencji lądowej walka będzie trwała latami i nie pomogą tu nawet tłumy ochotników.
Więcej możesz przeczytać w 45/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.