Prezydent George W. Bush i większość jego najbliższych współpracowników nie było w czasie incydentu w Białym Domu, gdyż od wtorku przebywają z wizytą w Wielkiej Brytanii.
Rzeczniczka Secret Service (ochrony rządu) powiedziała, że nie doszło do "oficjalnej" ewakuacji Białego Domu, ale potwierdziła, że pracownicy Zachodniego Skrzydła budynku (West Wing), gdzie znajdują się biura personelu prezydenckiego, na krótko schronili się na sąsiednich ulicach i powrócili, gdy alarm odwołano.
Zdaniem obserwatorów, do zastosowania ścisłych środków ostrożności skłoniły tego dnia administrację doniesienia o kolejnych zamachach bombowych w Stambule.
Dziesięć dni temu prywatny samolot zbliżył się na niedozwoloną odległość do Białego Domu. Przechwyciły go myśliwce amerykańskich sił powietrznych. Okazało się, że znalazł się tam przypadkowo.
Również wówczas prezydenta Busha nie było w Waszyngtonie.
Federalna Agencja Lotnictwa (FAA) twierdzi, że pilotom samolotów trudno jest czasem nie znaleźć się niechcący na zastrzeżonym obszarze powietrznym nad Waszyngtonem.
rp, pap