Dyskusja o politycznej poprawności przetacza się przez świat zachodni. Europa ma swoje problemy z ukrywaniem prawdy o problemach związanych z falą uchodźców i z udawaniem, że medialna krytyka nie może odnosić się do „ofiar przemocy społecznej”. Prawdziwa narodowa debata o granicach wolności słowa toczy się dziś przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Jedni mówią o „amoku” political correctness i niszczeniu wolności słowa. Inni w imię tej samej wolności słowa perorują o sprawiedliwości, poszanowaniu uciskanych grup społecznych i braku otwarcia na nowe idee. W wielokulturowej i wieloetnicznej Ameryce unikanie obraźliwego języka i samoograniczanie się do określeń neutralnych w imię tolerancji na pewno ma swoje uzasadnienie. Ale polityczna poprawność niekiedy sięga absurdu. W minionej dekadzie kilka okręgów szkolnych w USA zabroniło omawiania w szkole „Przygód Hucka Finna” Marka Twaina. Powód? W powieści napisanej w drugiej połowie XIX w. aż 219 razy użyto obraźliwego słowa nigger (czarnuch). W reakcji na krytykę dom wydawniczy New South Books wydał „poprawione” wydania zarówno „Hucka Finna”, jak i „Przygód Tomka Sawyera”, w których zakazane słowo na „n” zastąpiono wyrazem slave (niewolnik).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.