Według informacji dziennikarzy mieszkańcy miasta w ostatnim czasie skupiają się na produkcji wina i sprzedaży taniej benzyny (niska akcyza w Luxemburgu). W związku ze złym kojarzeniem nazwy "Schengen", nie mogą już myśleć o korzyściach płynących z turystyki.
Traktat o swobodnym przepływie ludności pomiędzy krajami Unii Europejskiej wziął swoją nazwę właśnie od miejsca podpisania. Do tej pory był to czynnik przyciągający turystów. Mogli obejrzeć między innymi gablotkę z czapkami wszystkich strażników granicznych państw Wspólnoty, czy odwiedzić małe muzeum o tematyce europejskiej. Główną atrakcją miasteczka są trzy stalowe kolumny symbolizujące trzech pierwszych sygnatariuszy paktu z Schengen: Niemcy, Francję i kraje Beneluxu liczone wspólnie), kamień pamiątkowy, rzeźba w kształcie gwiazdy, kawałek Muru Berlińskiego oraz trzy betonowe kolumny na cześć dotychczasowych i przyszłych członków strefy Schengen. Muzeum przyciągało co roku 40 tys. odwiedzających, głównie z Europy wschodniej.
– Dla tych ludzi Schengen oznacza wolność – mówiła dyrektor muzeum martina Kneip. – Widziałam wielu Polaków odwiedzających to miejsce, a oni są najlepszymi Europejczykami – dodała. Przyznała, że w tym roku muzeum świeci pustkami. Dla mieszkańców miasteczka jasne jest, że to przez zamykanie granic wywołane napływem imigrantów. Mają nadzieję, że to tylko przejściowa sytuacja.
– "Schengen jest ciągle żywe" – mówił burmistrz, mając na myśli jednocześnie ideę Europy bez granic oraz swoje miasto. – Musimy dopilnować, by przetrwało za wszelką cenę. To leży w naszym wspólnym interesie – dodał.
Politico