W niedzielę wieczorem dowództwo USA podawało, że żołnierze amerykańscy zabili 46 Irakijczyków, którzy w ciągu dnia próbowali zastawić pułapki na konwoje wojskowe USA w Samarrze. Ośmiu napastników ujęto. Pięciu Amerykanów odniosło rany.
Według obserwatorów było to największe starcie od upadku Bagdadu w kwietniu tego roku. Część napastników, którzy w trzech punktach miasta niemal jednocześnie zaatakowali oddziały USA, ubrana była w mundury dawnej armii Saddama Husajna i prosaddamowksiej formacji partyzanckiej tzw. Fedainów Saddama. Amerykanie odpowiedzieli na atak m.in. ogniem z dział czołgowych.
Trzy ataki - dwa na wschód i jeden na zachód od miasta - były dokładnie zgrane w czasie - utrzymuje brytyjska sieć BBC dodając, że akcja została najwyraźniej dokładnie zaplanowana. Partyzanci wznieśli blokady na trasach patroli USA i strzelali do żołnierzy amerykańskich zza barykad oraz z dachów okolicznych domów.
Iraccy świadkowie, na których powołuje się agencja France Presse - cytowana też przez BBC - że następnie Amerykanie otworzyli ogień do grupy ludzi, wychodzących po porannej zmianie z fabryki w Samarze. Miało zginąć dwóch robotników, a wielu odnieść rany.
Samarra leży w tzw. trójkącie sunnickim między Bagdadem, Ramadi i Faludżą, stanowiącym główny bastion zwolenników dawnego reżimu irackiego.
em, pap