Francja utrzymuje 154 ambasad wraz z 22 tysiącami osób personelu dyplomatycznego, konsularnego i pomocniczego, co oznacza drugi największy w świecie taki aparat - po amerykańskim.
Strajk znacznie ograniczył działalność francuskich ambasad i konsulatów.
W ambasadzie Francji w Rzymie strajkuje niemal cała obsada - poinformował w rozmowie telefonicznej z Reuterem portier tej placówki, mieszczącej się w renesansowym Pałacu Farnese. Ambasada jest zamknięta dla interesantów.
Ambasada w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej pozostała otwarta, ale "oferuje tylko minimalną obsługę" - poinformowała rzeczniczka placówki. Poza zatrudnionym lokalnym personelem, nikt nie przyszedł do pracy. Także w ambasadzie w Dubaju, obsługującej Zjednoczone Emiraty Arabskie, pracuje tylko personel krajowy.
"To nie jest strajk stuprocentowy. Każdy decyduje indywidualnie" - powiedziano Reuterowi w ambasadzie Francji w Nairobi w Kenii, gdzie sekcja wizowa pozostała otwarta.
Według funkcjonariuszy związkowych, strajk "nie ma precedensu". "Ministerstwo jest bez pieniędzy. Połowa wind nie działa. W październiku przez trzy dni nie było papieru. Za granicą (francuscy) urzędnicy muszą pracować po 14 godzin dziennie" - skarżą się związkowcy.
Od 1980 r. w ministerstwie zlikwidowano 2.758 miejsc pracy. Według związkowców, "kroplą, która przepełniła czarę goryczy" było żądanie Ministerstwa Finansów obcięcia o około 20 mln euro dodatków mieszkaniowych za granicą.
"Jesteśmy za wyrównaniem tych dodatków i ich korektą, ale na ten temat nie było żadnej dyskusji" - podkreślają organizatorzy strajku.
em, pap