Radovana Karadżicia obwiniono także za wydarzenia w Srebrnicy, gdzie zamordowano 7 tys. ludzi. Ponadto Karadżić ponosi osobistą odpowiedzialność za trzyletnie oblężenie Sarajewa. Podczas odczytywania wyroku sędzia podkreślił, że bez bezpośredniego wsparcia ze strony Karadżicia niemożliwe byłoby oblężenie miasta. Sędziowie uznali, że nie ma wystarczających dowodów na to, że dopuścił się on ludobójstwa w Bośni.
W 1991 roku Słowenia i Chorwacja opuściły federację państw Jugosławii. Takiego rozwiązania nie zaakceptował rząd centralny w Belgradzie i wypowiedział wojnę Chorwacji. Jednocześnie Serbowie nie chcieli, aby śladem Chorwatów poszli Bośniacy, dlatego w 1992 roku Karadżić jako lider bośniackich Serbów ogłosił utworzenie Republiki Serbskiej w ramach Bośni i Hercegowiny. Został naczelnym dowódcą sił zbrojnych i prezydentem nowego państwa.
Lata terroru
W latach 1992-1995 w Bośni za sprawą Karadżicia zapanował terror. Z rozkazu Karadżicia Serbowie mordowali, gwałcili, wysiedlali muzułmańską i chorwacką ludność Bośni. Ofiary z tego okresu liczy się w setkach tysięcy. Gwałty były traktowane jako element strategii walki i miały zmusić miejscową ludność do ucieczki z zajmowanych terenów, które serbska nacjonalistyczna propaganda uznawała za część Wielkiej Serbii.
Srebrenica i Sarajewo
Spośród wielu zarzutów ciążących na Karadżiciu najmocniejsze są te dotyczące ludobójstwa w Srebrenicy z lipca 1995 roku. Zamordowano wówczas około 8 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Akcją dowodził wówczas gen. Ratko Mladić. Zdaniem ekspertów Karadżić nie uniknie także odpowiedzialności za oblężenie Sarajewa, podczas którego zginęło ponad 11 tys. osób, a kolejne 50 tys. zostało rannych.
20 lat oczekiwania
Wyrok w tej sprawie zapada tak późno, ponieważ przez długie lata Karadżić ukrywał się i wymykał ścigającym go służbą. Za jego głowę wyznaczono nagrodę w wysokości 5 mln dol. Policja zatrzymała go dopiero w 2008 roku. W takcie trwania procesu oskarżony cały czas powtarzał, że nie wiedział o zbrodniach dokonywanych przez swoich żołnierzy.
independent.co.uk, reuters, Wprost.pl