Prawicowy rząd Węgier na stronie internetowej, która stanowi część kampanii w zbliżającym się referendum przeciwko kwotowemu podziałowi migrantów, opublikował informację o istnieniu 900 niebezpiecznych stref w czterech europejskich stolicach. Rządowa strona funkcjonująca pod hasłem "Mówimy nie obowiązkowym kwotom migrantów" definiuje 900 "no-go-zones" jako "miejsca, które nie są kontrolowane lub w które trudno utrzymać pod kontrolą", gdzie "normy społeczne ledwie co obowiązują".
Kampania przed referendum
Podstawą do utworzenia rejestru takich miejsc, jak podaje "Guardian" były dla węgierskiego ministerstwa głównie blogi i "strony internetowe prezentujące teorie spiskowe". 751 "no-go-zones" ma się znajdować we Francji. Takie dane Węgrzy uzyskali z opublikowanego w 2006 roku wpisu Daniela Pipesa, który pisząc o francuskich "wrażliwych strefach miejskich" miał po raz pierwszy użyć terminu "no-go-zone" w odniesieniu do okolicy zamieszkanej w wysokim stopniu przez migrantów.
Podczas zaplanowanego na jesień referendum obywatele Węgier odpowiedzą na pytanie, "Czy chcesz, żeby Unia Europejska nakazała obowiązkową relokację nie-Węgrów na terytorium Węgier bez zgody węgierskiego parlamentu".
Węgierski sceptycyzm
Premier Węgier Viktor Orbán odmówił wzięcia przez jego kraj udziału w planach Unii Europejskiej, by dokonać relokacji 160 tys. migrantów w systemie kwotowym. Projekt narzucenia krajom w sposób odgórny, ilu migrantów mają przyjąć, określił mianem "nadużycia władzy". – W ciągu czterech lat możemy stracić rozeznanie, czy jesteśmy w Londynie, Paryżu, czy Budapeszcie – komentował w minionym roku.
"Guardian"