"Europejski pociąg nie może zawsze poruszać się z prędkością najbardziej powolnego wagonu. Mam wrażenie, że niektóre wagony nie chcą poruszać się, a nawet chcą jechać do tyłu", podkreślił przewodniczący Komisji Europejskiej.
"Zgodnie z moją wizją Europy muszę wywierać naciski, tak jak zrobiłem to już wobec prezydencji irlandzkiej, aby zająć się na nowo projektem Konwentu i aby został on przyjęty przez 25 państw. Przyjęcie tekstu opracowanego przez Konwent oznacza obdarzenie Europy prawdziwą konstytucją. Nadal jest to mój priorytet. Tylko w ramach ustaleń takich jak te, które określone zostały w konstytucji, będzie można podejmować dalsze inicjatywy i realizować je w szybszym tempie, bez łamania wspólnych reguł, jak to się już zdarzyło" - powiedział Prodi.
Szef KE nawiązał w ten sposób do złamania przez Francję i Niemcy Paktu Stabilizacyjnego i włoskiej prezydencji, która jego zdaniem, "stanęła po ich stronie". Prodi uważa, że decyzja o niezastosowaniu sankcji wobec Francji i Niemiec, które złamały zasady określone w Pakcie Stabilizacyjnym (przekraczając dopuszczalny poziom 3 proc. PKB deficytu budżetowego), podjęta została "w imię doraźnych potrzeb" tych państw. Decyzja ta - zdaniem Prodiego - "uniemożliwiła umocnienie zasad, które chociaż nie są doskonałe, to są konieczne dla przyszłości Unii".
Prodi wytknął też niektórym państwom, w tym Polsce, że poparły interwencję w Iraku. Gdyby Europa była zjednoczona, nie doszłoby do wojny w Iraku. Jego zdaniem, "udałoby nam się znaleźć takie rozwiązanie, które pozwoliłoby zachować pokój".
Szef KE, podsumowując 2003 rok, zauważył z satysfakcją, że był to czas "wielu referendów na rzecz poszerzenia UE i rok nieodwracalnej decyzji o utworzeniu wielkiej Europy, która w przyszłości będzie jednym z głównych bohaterów polityki i gospodarki światowej".
Na szczycie Unii 12 i 13 grudnia, kończącym półrocze włoskiej prezydencji, nie przyjęto projektu konstytucji europejskiej. Stało się tak, ponieważ Hiszpania i Polska sprzeciwiły się przyjęciu zaproponowanej przez Konwent zmiany nicejskiego systemu podejmowania decyzji w Radzie UE na inny, opierający się na zasadzie podwójnej większości (ponad 50 proc. państw i 60 proc. obywateli).
Francja i Niemcy zaś nie chcą czekać z decyzją w sprawie zmiany przyjętego w Nicei systemu głosowania - co proponowała Polska - do czasu, aż zacznie on działać i ujawni wszystkie swoje wady i zalety w praktyce. Zapowiedziały one, że mogą przewodzić "pionierskim grupom" składających się z podobnie myślących krajów na rzecz bliższej integracji, doprowadzając do powstania Europy dwóch prędkości. Inne państwa UE obawiają się jednak, że taki krok mógłby doprowadzić do rozpadu Unii Europejskiej.
em, pap