Miloszević gwarantem reform?

Miloszević gwarantem reform?

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Serbii może powstać mniejszościowy rząd z byłym prezydentem Vojislavem Kosztunicą na czele. Działanie umożliwi mu wsparcie... socjalistów Slobodana Miloszevicia.
Sześć tygodni po wyborach parlamentarnych w Serbii zarysowała się szansa przełamania politycznego impasu. Prawdopodobnie powstanie mniejszościowy rząd, w którym dominującym ugrupowaniem byłaby Demokratyczna Partia Serbii (DSS) Vojislava Kosztunicy, który przed trzema laty odegrał czołową rolę w obaleniu Miloszevicia i objął po nim urząd prezydenta Jugosławii.

W niedzielę wieczorem trudną decyzję o wejściu do takiego gabinetu powzięło kierownictwo Serbskiego Ruchu Odnowy (SPO) Vuka Draszkovicia, co pozwala rozpatrywać projekt w realnych kategoriach. W sobotę swój akces zgłosili liberałowie z G17 Plus. DSS, G17 Plus oraz niewielka koalicja SPO i Nowej Serbii miałyby razem 109 miejsc w 250-osobowym parlamencie. Większość podczas głosowań zależałaby więc od  poparcia, jakie obiecała temu sojuszowi Socjalistyczna Partia Serbii (SPS), której formalnie nadal przewodzi Slobodan Miloszević, odpowiadający przed trybunałem w Hadze za zbrodnie wojenne.

Wybory 28 grudnia wygrała skrajnie nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SRS), współrządząca do października 2000 roku wraz z socjalistami. Nie zdobyła jednak wystarczająco dużo głosów, by samodzielnie albo w sojuszu z SPS utworzyć rząd.

Większość uzyskały łącznie (146 głosów) cztery partie obozu demokratycznego. Jednak najsilniejsza z nich - DSS Kosztunicy - od początku wykluczała sojusz ze swą odwieczną rywalką - Partią Demokratyczną (DS) zamordowanego premiera Zorana Djindjicia, która stanowiła trzon rządzącej dotychczas koalicji. Nieporozumienia między tymi ugrupowaniami doprowadziły do wcześniejszych wyborów parlamentarnych.

Dwa tygodnie temu zarysowała się wprawdzie szansa, że spełnią się powszechne nadzieje na sformowanie sojuszu, który zablokowałby radykałom drogę do władzy. Podpisano już nawet umowę koalicyjną, ale konflikt odżył na nowo przy wyborze przewodniczącego parlamentu. (W tej chwili pełni on w Serbii obowiązki prezydenta, którego nie udaje się wybrać od ponad roku.)

W głosowaniu przeszedł w końcu kandydat DSS, jej wiceprzewodniczący Dragan Marszicianin, ale dopiero dzięki poparciu socjalistów. DS, która chciała tego stanowiska dla  siebie, wstrzymała się od głosu. Kosztunica usprawiedliwiał skorzystanie z pomocy SPS koniecznością ustanowienia w kraju choć jednej funkcjonującej instytucji państwowej.

Socjaliści zgłosili też gotowość poparcia rządu Kosztunicy, podczas gdy DS wykluczyła wsparcie dla mniejszościowego gabinetu. W tej sytuacji G17 Plus zadeklarowała, że wejdzie do każdego "funkcjonującego demokratycznego rządu" bez względu na to, kto udzieli mu poparcia, pod warunkiem że zyska szanse spełnienia swych obietnic przedwyborczych.

Najburzliwiej przebiegało podejmowanie decyzji w monarchistycznym SPO. Vuk Draszković, swego czasu legendarny dysydent antykomunistyczny i wieloletni przywódca protestów antymiloszeviciowskich w latach 90., odmawiał wejścia do formacji popieranej przez SPS, partię wciąż uważaną w obozie demokratycznym za pariasa o rękach splamionych krwią. Lider SPO, który przeżył dwa zorganizowane przez ludzi Miloszevicia zamachy na swe życie w 1999 i 2000 roku, ostatecznie ugiął się pod presją pozostałych członków władz swego ugrupowania i choć nie zagłosował za wejściem do rządu, to wstrzymał się od sprzeciwu.

"Decyzja ta wynika z interesów obywateli serbskich oraz  konieczności pilnego rozwiązania wszystkich problemów społeczeństwa i państwa, a także ukarania wszystkich zbrodni" popełnionych w latach 90. - usprawiedliwia się SPO w komunikacie.

Lider Nowej Serbii Velimir Ilić podkreślił, że SPS oczyściła swoje szeregi, a Miloszević jest "politycznym trupem". Poza tym "socjaliści nie wchodzą w skład gabinetu, a tylko udzielają mu poparcia" - zwrócił uwagę w wypowiedzi dla telewizji BK.

Za "wielkie nieszczęście dla Serbii" uznał rysującą się możliwość utworzenia rządu z poparciem socjalistów lider DS, odchodzący premier Zoran Żivković. "To bardzo źle dla Serbii. Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że lepiej mieć jakikolwiek rząd, niż nie mieć go wcale. Myślę, że jakiekolwiek rządy to już mieliśmy od 1990 do 2000 roku i przyniosły one wiele zła obywatelom Serbii" - powiedział Żivković agencji Beta. Oświadczył, że DS może poprzeć jedynie rząd wszystkich czterech ugrupowań demokratycznych, "pełen potencjału, który będzie miał program kontynuacji reform".

Rysująca się możliwość wykorzystania przez Kosztunicę wsparcia ze strony SPS od początku wzbudzała zaniepokojenie na Zachodzie. Departament Stanu USA już miesiąc temu przypomniał, że Miloszević wraz ze swym ugrupowaniem przysporzył "niewypowiedzianych cierpień" na Bałkanach.

Ze swej strony biuro ONZ w Belgradzie ostrzegło, że "przedłużająca się niestabilność polityczna w Serbii będzie miała wpływ na wiarygodność państwa i negatywne następstwa dla współpracy ze wspólnotą międzynarodową". Doradca amerykańskiego sekretarza stanu Alan Larson podkreślił z kolei podczas wizyty w Belgradzie, że powrót stabilizacji jest niezbędny dla inwestycji zagranicznych, bez których niemożliwy jest rozwój ekonomiczny Serbii.

Według obliczeń ekonomistów, opóźnienie w tworzeniu rządu może spowodować 60-procentowy spadek inwestycji zagranicznych w Serbii, tj. o blisko 400 mln euro w stosunku do 2003 roku.

em, pap