W czwartek Annan przyjmie oenzetowskiego wysłannika Lakhdara Brahimiego, który właśnie wrócił z trwającej tydzień misji w Iraku. Miał ocenić, jakie są warunki do przeprowadzenia wyborów powszechnych. Powiedział już, że nie widzi możliwości zorganizowania wyborów w tym półroczu. "Wybory to skomplikowany proces i trzeba się do nich dobrze przygotować" - zaznaczył po powrocie.
Powołując się na źródła dyplomatyczne, Reuter podał z nowojorskiej siedziby ONZ, że po spotkaniu z Brahimim Annan sprzeciwi się wyborom przed 30 czerwca, ale nie przedstawi propozycji innego sposobu wyłonienia irackich władz. Ma nad tym dyskutować ze swoim emisariuszem w następnych dniach.
Tymczasem strona amerykańska, która również nie chce wyborów powszechnych, obstaje już twardo przy planie przekazania do końca czerwca władzy nowemu tymczasowemu rządowi wyłonionemu przez delegatów pochodzących z nominacji. USA zawarły w tej sprawie porozumienie z iracką Radą Zarządzającą, ale plan ten nie podoba się szyitom pod wodzą wielkiego ajatollaha Alego Sistaniego.
Podczas weekendu cywilny administrator Iraku z ramienia USA Paul Bremer powiedział, że jego kraj jest otwarty na wszystkie nowe propozycje sposobu przekazania władzy Irakijczykom. Dodał, że z największą uwagą wysłucha w tej sprawie opinii ONZ.
Przedstawiony przez Annana i Brahimiego pogląd, że wyborów nie da się przeprowadzić w tym półroczu, jest zgodny z opinią wyrażaną od dawna przez USA.
Reuter pisze, że być może Annan zaproponuje przeprowadzenie wyborów między jesienią 2004 roku a wiosną 2005 roku, czyli później, niż chcą szyici, ale wcześniej, niż pierwotnie zakładał amerykański plan. Zdaniem źródeł Reutera, wobec protestów, jakie plan ten wywołał w Iraku, nie jest on już traktowany jako poważny scenariusz wydarzeń.
Jeśli te spekulacje się potwierdzą, na poziomie prowincji nie będzie zebrań, które wybiorą delegatów do zgromadzenia ogólnonarodowego, które z kolei miałoby powołać tymczasowy, ale w pełni suwerenny rząd.
Oenzetowscy dyplomaci zaznaczają jednocześnie, że poza dyskusją jest konieczność przekazania władzy Irakijczykom w połowie roku, bowiem zależy na tym George'owi W. Bushowi. W listopadzie czekają amerykańskiego prezydenta wybory i każda poprawa sytuacji w Iraku byłaby mu bardzo na rękę.
em, pap