Obecnie tylko 41 proc. Izraelczyków uznało Szarona za godnego zaufania (75 proc. na początku kadencji). 57 proc. ankietowanych zadeklarowało przeciwnie. Do całego rządu zaufanie ma 66 proc. badanych, a nie wierzy mu - 33 proc.
Pytani o ewentualnych następców Szarona ankietowani po raz pierwszy umieścili na pierwszej pozycji ministra obrony Szaula Mofaza (30 proc.) przed ministrem finansów i byłym premierem Benjaminem Netanjahu (26 proc.).
Sondaż przeprowadził instytut Dahaf na reprezentatywnej próbce 501 osób. Margines błędu wynosi 4,3 proc.
Skandale, o które pytano w ankiecie, to coraz głośniejsza sprawa powiązań Szarona ze zwolnionym w styczniu przez libański Hezbollah izraelskim biznesmenem Elhananem Tannenbaumem, przez cztery lata przebywającym w niewoli u ekstremistów.
W zamian za Tannenbauma i szczątki trzech żołnierzy izraelskich, schwytanych i zabitych na południu Libanu, Izrael zwolnił około 400 Palestyńczyków aresztowanych na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy oraz pewną liczbę obywateli Libanu, Syrii, Maroka, Sudanu i Libii.
Już po wymianie prasa izraelska ujawniła, że Szaron miał powiązania biznesowe z niejakim Szimonem Cohenem - teściem Tannenbauma, który zresztą okazał się być także dealerem narkotykowym i zadłużonym po uszy hazardzistą. Jakkolwiek Szaronowi nie zarzucono złamania prawa, pisano szeroko o etycznych aspektach sprawy. Sam premier poczuł się zobowiązany do złożenia wyjaśnień. Powiedział, iż nie był świadom jakichkolwiek związków rodzinnych Tannenbauma z jego sąsiadem i partnerem w interesach, z którym zresztą - jak zaznaczył - nie rozmawiał od lat.
W przeszłości Ariel Szaron odmawiał komentowania informacji na temat afer, w jakie miał być zamieszany, tym razem jednak uznał, iż sprawa może zaszkodzić jego wizerunkowi politycznemu i chętnie udzielał wywiadów, dementując zarzut nepotyzmu.
oj, pap