Jak twierdzi katarska telewizja Al-Dżazira, przy przekazywaniu zakładników przedstawicielom irackiego Komitetu Ulemów (uczonych islamskich) w meczecie byli obecni reprezentanci japońskiej ambasady.
Według arabskich i japońskich stacji telewizyjnych, Japończycy zostali porwani we wtorek w Abu Gharib na przedmieściach Bagdadu. Jechali wynajętą taksówką, by dotrzeć do miejsca, gdzie rozbił się ostrzelany amerykański śmigłowiec, który chcieli sfilmować.
Po zwolnieniu Yasudy i Watanabe w rękach irackich porywaczy nie ma już japońskich zakładników. W czwartek uwolniona została trójka Japończyków, uprowadzonych wcześniej i przetrzymywanych przez tydzień przez porywaczy.
Jak wynika z sondażu opinii publicznej przeprowadzonego przez japoński dziennik "Asahi", 73 proc. Japończyków uważa, że premier Junichiro Koizumi postąpił słusznie odmawiając wycofania wojsk japońskich z Iraku, jak tego domagali się bojownicy iraccy przetrzymujący pierwszych trzech obywateli japońskich jako zakładników.
Poparcie dla premiera deklarowali nie tylko członkowie i zwolennicy jego Partii Liberalno-Demokratycznej (tu wskaźnik poparcia wynosił 80 proc.), ale także opozycyjnej Partii Demokratycznej (60 proc.).
W Iraku uprowadzono z chwilą wybuchu powstania radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra około czterdziestu zakładnikow. Większość z nich zwolniono. Zamordowano jednego, włoskiego ochroniarza 36-letniego Fabrizia Quattrocchiego. Po zastrzeleniu w środę Quattrocchiego iraccy porywacze wystosowali do władz w Rzymie ultimatum, grożąc, że będą zabijać kolejnego zakładnika co 48 godzin, jeśli włoskie wojska nie wycofają się z Iraku.
Rodziny pozostałych trzech uprowadzonych Włochów wystosowały list do porywaczy, w którym proszą o oszczędzenie życia ich bliskim i zapewniają, że "ich chłopcy" pojechali tam tylko pracować. List, wysłany do katarskiej telewizji Al-Dżazira, zamieścił w sobotę dziennik "La Repubblica".
"Jesteśmy rodzinami trzech młodych mężczyzn, których przetrzymujecie. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, takimi jak wy. Uważamy, że to, czym grozicie, jest bezużyteczne i przyniesie skutki odwrotne od zamierzonych, także dla waszej sprawy" - napisano w liście.
"Nasi chłopcy pojechali w poszukiwaniu pracy, nie kierowały nimi żadne motywy ideologiczne. Wy też jesteście rodzicami i powinniście zrozumieć nasz lęk. Oszczędźcie życie naszych chłopców, którzy nie mają nic wspólnego z polityką. Prosimy was, pozwólcie im jak najszybciej wrócić do domu" - piszą rodziny zakładników.
"La Repubblica" twierdzi, że telewizja Al-Dżazira jest gotowa rozpowszechnić ten list, wolałaby jednak, aby został odczytany przed kamerami przez kogoś z rodzin, które się pod nim podpisały. Miałoby to podnieść skuteczność zawartej w liście prośby.
Tymczasem odezwali się inni porywacze, w których rękach znajduje się amerykański żołnierz. Nie żądają oni wycofania się wojsk USA z Iraku, a "jedynie" wypuszczenia uwięzionych przez Amerykanów bojowników irackich.
em, pap