Oburzony był tym Bogdan Borusewicz, były działacz "Solidarności", sygnatariusz Porozumień Sierpniowych oraz stoczniowcy.
Niczego niewłaściwego nie widzi w tym rzecznik Grupy Lotos (GL) Marcin Zachowicz. Ocenił on zarzuty jako niesłuszne i zaprzeczył, że tabliczki zostały zamienione w ostatniej chwili. podkreślał, że bez pomocy tej firmy przedsięwzięcie nie zostałoby zrealizowane. Pytany, czy nie uważa, że maszty zamiast symbolem stały się słupami reklamowymi, powiedział, że "nie widzi tego w ten sposób (...). - Głównie jest to symbol, natomiast GL jest tam bardzo niewiele. (...) Wydawało się nam stosowne, żeby to małe logo Grupy Lotos widniało" - dodał.
Prezes Stoczni Gdańskiej Stanisław Wojciechowski przyznał, że umieszczenie logo i napisu Grupa Lotos to pewna niezręczność. "Bez tego byłoby na pewno zgrabniej. Być może, jest to pewna z naszej strony niezręczność" - powiedział Wojciechowski.
Na pomysł wyprodukowania masztów przez robotników Stoczni Gdańskiej wpadł przewodniczący Parlamentu Europejskiego Pat Cox podczas wizyty w Gdańsku na początku lutego tego roku.
Zrobienie masztów z ocynkowanej stali, liczących po 18 metrów każdy, w sumie za ok. 170 tys. zł, zlecono jednak ze względów technicznych fabryce w Siedlcach. "Cała dokumentacja, organizacja i idea była po naszej stronie" - argumentuje inżynier ze Stoczni Gdańskiej Piotr Paczkowski.
em, pap