Dwaj napastnicy zostali wkrótce potem zastrzeleni przez izraelskich żołnierzy. Jak podał na swej stronie internetowej izraelski dziennik "Haarec", w wymianie ognia jeden żołnierz został ciężko, a drugi lżej ranny. Ewakuowano ich śmigłowcem do szpitala w Beer Szewie.
Jak informuje "Haarec", zginęły cztery dziewczynki w wieku od 2 do 11 lat i ich 34-letnia matka w szóstym miesiącu ciąży. Trafiony pierwszymi strzałami minivan marki Citroen zjechał z drogi, po czym napastnicy podbiegli do niego i otworzyli do ofiar ogień z bliska.
Dwa ugrupowania palestyńskie - Islamski Dżihad i Ludowe Komitety Oporu - przyznały się do wspólnego zorganizowania ataku, telefonując w tej sprawie do agencji prasowych. Według "Haareca", zadeklarowano, że był to odwet za niedawne uśmiercenie w izraelskich atakach śmigłowcowych dwóch przywódców palestyńskiej organizacji zbrojnej Hamas - szejka Ahmeda Jasina i jego następcy Abdelaziza Rantisiego.
Do krwawego ataku na osadniczki doszło w momencie, kiedy rządząca partia Likud premiera Ariela Szarona przygotowywała się do głosowania nad propozycją wycofania izraelskich kolonistów i żołnierzy z Gazy. Mieszka tu obecnie 1,3 mln Palestyńczyków i 7500 Izraelczyków, których 21 ufortyfikowanych osiedli zajmuje łącznie jedną piątą obszaru nadmorskiej enklawy.
Według ostatnich sondaży, szef rządu nie uzyska poparcia większości około 200 tys. członków swej partii. Głosowanie nie ma jednak charakteru wiążącego i jego negatywny dla Szarona wynik formalnie nie zagrozi pozycji rządu.
oj, pap