W zatłoczonym meczecie w Kufie nie ma jednak Al-Sadra. Wbrew zwyczajowi nie wygłosił on piątkowego kazania ani nie pokazał się na południowych modłach. Zastąpił go jego bliski i równie radykalny współpracownik, szejk Dżader al-Chafadżi. Cytowany przez Reutera inny człowiek z otoczenia al-Sadra nie wiedział, gdzie znajduje się przywódca.
Nie jest jasne, czy amerykańskie siły, zgodnie z zapowiedziami, kontynuują działania zmierzające do aresztowania al-Sadra. W piątek zablokowana jest droga łącząca Kufę i Nadżaf.
W nocy zaatakowana została główna amerykańska baza w Nadżafie. Spadło na nią co najmniej siedem pocisków moździerzowych - donosi korespondent CNN; nie ma jednak informacji o stratach. Reuter pisze natomiast, że po ogłoszeniu rozejmu, po raz pierwszy od wielu tygodni noc w tym świętym mieście szyitów minęła spokojnie.
W piątek, świąteczny dzień muzułmanów, ulice starego Nadżafu były pełne pielgrzymów i przekupniów. Tłumy wiernych zaczęły zbierać się w meczecie-mauzoleum Alego, lekko uszkodzonym w niedawnych starciach. Przed biurem al-Sadra demonstrowało ponad stu Irakijczyków, zapewniając radykała o swoim poparciu. To pierwszy tak spokojny dzień od dwóch miesięcy starć, które kosztowały życie kilkuset Irakijczyków.
Dzień wcześniej w Nadżafie sadryści zaoferowali Amerykanom rozejm, a Amerykanie zapowiedzieli, że będą go przestrzegać, o ile sadryści rzeczywiście powstrzymają się od ataków. Nie zgodzili się jednak na żądanie uwolnienia al-Sadra od zarzutów zabójstwa. USA nadal naciskają na rozwiązanie jego bojówek zwanych Armią Mahdiego.
Reuter zaznacza, że na razie nie wiadomo, czy wprowadzenie rozejmu oznacza koniec ambicji al-Sadra i jego nieudanego powstania, czy też próbuje on oszczędzić swoje bojówki, wzmocnić je i z nową siłą przystąpić do ofensywy politycznej po przekazaniu władzy Irakijczykom po 30 czerwca.
em, pap