"Nasze zobowiązanie do zawieszenia broni skończy się z dniem 1 czerwca" - podkreślono w komunikacie, przekazanym przez działającą w Niemczech kurdyjską agencję Mezopotamya. Komunikat ostrzega też cudzoziemców przed podróżami do Turcji oraz inwestowaniem w tym kraju. "Wraz z końcem zawieszenia broni Turcja stanie się krajem ryzyka dla inwestycji i turystyki" - czytamy w komunikacie.
Władze tureckie nie zareagowały na ostatnie kurdyjskie groźby. Agencje przypominają, że PPK, która w 1984 roku rozpoczęła zbrojną walkę o utworzenie w południowo-wschodniej Turcji, w większości zamieszkanej przez Kurdów, niepodległego państwa kurdyjskiego, w 2002 roku przemianowała się na Kadek (Kongres na rzecz Demokracji i Wolności Kurdystanu), a w październiku 2003 roku przyjęła nazwę Kongra-Gel (Ludowego Kongresu Kurdystanu). Wówczas też jej członkowie zapowiedzieli rezygnację z haseł separatystycznych na rzecz walki o prawa kulturalne i etniczne Kurdów.
Obecne zawieszenie broni ogłoszono w 1998 roku, po aresztowaniu przez tureckich komandosów w Kenii przywódcy PPK Abdullaha Ocalana. Rok później został on skazany w Turcji na karę śmierci, zamienioną następnie, po zniesieniu wyroków śmierci przez Ankarę, na dożywotnie więzienie. Obecnie trzymany jest w izolacji na więziennej wyspie Imrali, w północno-zachodniej Turcji, gdzie skarży się na problemy zdrowotne spowodowane ciężkimi warunkami uwięzienia.
Ankara nigdy nie uznała ogłoszonego przez PPK zawieszenia broni, a tureccy generałowie poprzysięgli całkowitą eliminację powstańców. Po formalnym zakończeniu walk, które w latach 1984- 1998 kosztowały życie 37 tys. osób, w 1999 roku około 5 tys. bojowników PPK okopało się w górach w północnym Iraku, gdzie byli dalej ścigani przez armię turecką aż do okupacji Iraku przez siły amerykańsko-brytyjskie w 2003 roku.
Według Kongra-Gel, w ciągu ostatnich sześciu lat siły tureckie zabiły około 500 kurdyjskich bojowników. Szczególnie krwawy był ostatni miesiąc, w którym zginęło co najmniej 12 Kurdów i ośmiu żołnierzy tureckich. W ubiegły piątek w stosunkowo spokojnym dotąd mieście Adana w południowej Turcji doszło do wymiany ognia między policją turecką i bojownikami kurdyjskimi, z których dwóch zostało rannych.
Ankara wielokrotnie zarzucała Stanom Zjednoczonym, że nie podejmują dostatecznych działań przeciwko kurdyjskim bazom w północnym Iraku. Według tureckich wojskowych, w ostatnich miesiącach z północnego Iraku powróciły do Turcji setki bojowników PPK, stwarzając zagrożenie dla kruchego pokoju w południowo- wschodniej części kraju.
Reuter pisze, że ponowny wybuch przemocy w tym regionie grozi podsyceniem napięć z sąsiednim Irakiem, gdzie przebywa większość kurdyjskich bojowników. Mogłoby to również skomplikować stosunki Ankary z Unią Europejską, o której członkostwo stara się Turcja. Państwa UE ostro krytykowały postępowanie Ankary wobec Kurdów w latach 80. i 90., oskarżając władze tureckie o tortury i inne nadużycia. Napięcia w regionie odbiłyby się także na turystyce, będącej jednym z głównych źródeł dochodów Turcji. W 2003 roku kraj ten odwiedziło 14 mln turystów zagranicznych, zostawiając tu 13,2 mld dolarów.
AFP podkreśla, że nowe groźby separatystów kurdyjskich nadeszły w momencie, kiedy główna metropolia Turcji, Stambuł, przygotowuje się do przyjęcia w dniach 28-29 czerwca szczytu NATO, w którym ma uczestniczyć także prezydent USA George W. Bush. Zdaniem BBC, nie ma jednak pewności, jak poważnie należy traktować ostatnie ostrzeżenie Kongra-Gel. W ostatnich miesiącach bowiem w szeregach organizacji pogłębiły się podziały, a znaczna część kurdyjskich działaczy otwarcie wyraża wolę rezygnacji z walki zbrojnej raz na zawsze.
ss, pap