Tarik Jamil, szef policji w Karaczi, poinformował, że w zamachu użyto ładunku wybuchowego o dużej sile rażenia. Na razie nie wiadomo, czy zamachu dokonał samobójca, czy w meczecie podłożono bombę. Według niego rannych w zamachu zostało ponad 35 osób. Agencja Reutera, powołująca się na źródła szpitalne, pisze natomiast o ponad 55 rannych.
Jak podał uczestnik modlitw w meczecie, Ali Abbas, w świątyni znajdowała się porzucona torba. Torbę tę zabrali przybyli później na miejsce eksperci od rozbrajania ładunków wybuchowych.
Meczet imama Bargah znajduje się o kilometr od meczetu muftiego Nizamuddina Shamzaia, zabitego w niedzielnym zamachu. Pakistański minister informacji Szejk Rashid Ahmed powiedział, że prezydent Pakistanu, generał Pervez Musharraf, wyraził ubolewanie z powodu zamachu i zapowiedział podjęcie "poważnych działań w odpowiedzi na ten drugi incydent w ciągu 24 godzin, od zabójstwa muftiego Shamzaia". Rzecznik pakistańskiego MSW Abdur Rauf Chaudhry powiedział, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić, kto stał za zamachem, ale "wydaje się", że dokonano go "na tle sekciarskim. Powiedział jednak, że mógł to być odwet za niedzielny zamach, w którym zginął sunnicki mufti Nazamuddin Shamzai.
Mufti Shamzai, publicznie wzywający do świętej wojny z Amerykanami, był przedstawicielem radykalnego islamskiego nurtu teologicznego Deobandi, który dostarczył licznych działaczy afgańskiemu ruchowi Taliban. Także kilka pakistańskich islamskich ugrupowań zbrojnych uważało go za swego duchowego patrona.
Po jego śmierci, w Karaczi doszło do rozruchów z udziałem kilkuset młodych szyitów. Podpalono dwa wozy policyjne i stację benzynową niedaleko meczetu, zostały zdemolowane dwa biura, do których wdarł się tłum. Wyniesiono z nich meble, które następnie rzucono na skrzyżowaniu ulic.
Policja użyła gazu łzawiącego. Słychać było sześć lub siedem strzałów, ale - jak podaje Associated Press - nie jest jasne, kto strzelał.
Na wiadomość o śmierci muftiego grupy jego zwolenników wyległy w niedzielę na ulice w różnych dzielnicach Karaczi, obrzucając kamieniami samochody i paląc opony. W pobliżu prowadzonej przez Shamzaia szkoły religijnej w śródmieściu Karaczi tłum podpalił dwa banki, kilka sklepów i stację benzynową. Policja użyła gazu łzawiącego i broni palnej, do jednego ze szpitali przywieziono dwóch demonstrantów z ranami postrzałowymi.
Krwawe akty przemocy między sunnicką większością i szyicką mniejszością są w Pakistanie na porządku dziennym. Wcześniej na początku w maju piętnastu szyitów zginęło w Karaczi w samobójczym zamachu bombowym na ich meczet.
em, pap