"Przypominam wam, że Amerykanie rządzą krajem, a zatem ich punkt widzenia z pewnością jest brany pod uwagę" - powiedział na konferencji prasowej. "Nie sądzę, by Bremer miał mi za złe, jeśli powiem, że jest on dyktatorem Iraku. On ma pieniądze i prawo podpisu" - dodał.
Brahimi podkreślił, że do Iraku przyjechał na prośbę Amerykanów i rozwiązanej obecnie Rady Zarządzającej.
Wysłannik ONZ przyznał, że nowy rząd utworzony we wtorek nie jest idealny, a jego członkowie muszą sporo popracować, by zapewnić sobie legitymację.
"Nikt nie powinien zapominać, że tylko wybrany rząd może twierdzić, iż reprezentuje naród iracki. Członkowie tego rządu wiedzą to i nie powinni zapominać, że nie zostali wybrani. Dlatego nie będzie im łatwo uciszyć sceptycyzm wobec siebie" - dodał.
Zdaniem Brahimiego, "nikt nie może mieć nadziei, że wielka różnorodność Iraku jest w pełni reprezentowana, aby zadowolić wszystkie grupy etniczne, każdą grupę religijną i setki partii politycznych".
"W tym rządzie są reprezentanci ważnych partii politycznych i członkowie byłej Rady Zarządzającej, ponieważ usłyszeliśmy w czasie konsultacji, że aby rząd miał poparcie, powinny w nim być reprezentowane partie polityczne" - podkreślił.
"Jeśli mnie zapytacie, czy ten rząd będzie się podobał każdemu Irakijczykowi, moja odpowiedź będzie +z pewnością nie+, ale wierzę jednak, że wielu Irakijczyków znajdzie w tym rządzie ludzi sobie bardzo bliskich" - powiedział Brahimi.
ss, pap