Jego mieszkanie i biuro przeszukała w marcu policja belgijska w następstwie doniesienia urzędu UE ds. walki z defraudacjami (OLAF), że dziennikarz być może skorumpował unijnego urzędnika, żeby zdobyć poufny raport OLAF.
Urząd podlega administracyjnie Komisji Europejskiej, choć w sprawach merytorycznych jest od niej niezależny. OLAF twierdzi, że rewizja u korespondenta "Sterna" i przesłuchanie go to suwerenna decyzja belgijskich władz śledczych.
W następstwie doniesienia OLAF badają one, jak w ręce dziennikarza dostał się w początkach 2002 roku poufny raport, krytykujący nieskuteczność wewnętrznych dochodzeń Komisji, mających wyjaśnić przypadki nieprawidłowości i niegospodarności z lat 90. Ujawnienie ich w 1999 roku zmusiło do dymisji poprzednią Komisję pod przewodnictwem Jacquesa Santera.
Do nieprawidłowości doszło między innymi w podlegającym Komisji unijnym urzędzie statystycznym Eurostat. Krytyczne artykuły w "Sternie" i innych mediach na ten temat wywołały skandal i przyczyniły się do dymisji szefa Eurostatu Yvesa Francheta.
Rewizje na kilka tygodni pozbawiły dziennikarza możliwości normalnej pracy, ponieważ policja zabrała mu komputery, archiwum, notes z telefonami, wyciągi z banku i telefon komórkowy. Tillack musiał zrezygnować z planowanego powrotu do redakcji "Sterna" w Hamburgu i pozostał w Brukseli, żeby bronić swojej reputacji.
Akcja belgijskiej policji spotkała się z krytyką środowisk dziennikarskich, czemu dały wyraz w specjalnych oświadczeniach brukselskie Stowarzyszenie Prasy Międzynarodowej, Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy i Stowarzyszenie Dziennikarzy Belgijskich.
Ich zdaniem, niezależnie od zasadności podejrzeń OLAF, działania policji były niewspółmierne do - zresztą oficjalnie niepostawionych - zarzutów i mogą być odczytane jako próba zastraszenia dziennikarzy ujawniających nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji Unii Europejskiej.
Tym bardziej że przeszukania nastąpiły nazajutrz po opublikowaniu przez "Stern" artykułu Tillacka o podejrzeniach, że niektórzy deputowani do Parlamentu Europejskiego prosili kolegów o podpisywanie za nich listy obecności, żeby móc pobrać diety poselskie.
Niemiecki korespondent twierdzi, że OLAF pogwałcił w jego sprawie kilka własnych reguł proceduralnych i Europejską Konwencję Praw Człowieka. Złożył bowiem doniesienie do władz belgijskich, nie wysłuchawszy dziennikarza ani nie informując o tym komitetu nadzorującego pracę urzędu.
ss, pap