Nikolić zdobył 30,7 proc. głosów, Tadić 27,4 proc. - podało Centrum Wolnych Wyborów i Demokracji (CESID).
Jest to już czwarta próba wyłonienia szefa państwa - poprzednie trzy próby, podjęte w ciągu dwóch lat, skończyły się fiaskiem, gdyż frekwencja była poniżej 50 proc. niezbędnych do uznania ważności wyborów. W lutym jednak nowo wyłoniony parlament Serbii zniósł ten wymóg, przyjmując nową ordynację wyborczą.
W dniu, w którym byłe komunistyczne kraje we wschodniej Europie głosują po raz pierwszy w wyborach do Parlamentu Europejskiego, Serbowie oddają głosy, które będą miały wpływ na zbliżenie z Europą po wyniszczających wojnach lat 90. na Bałkanach.
Dyplomaci ostrzegają, że zwycięstwo Nikolicia mogłoby odstraszyć inwestorów, choć w ostatnim czasie stonował on swe antyzachodnie wypowiedzi.
"Chcę przysparzać Serbii przyjaciół na świecie, a nie wrogów" - powiedział oddając głos Nikolić, który nosi przezwisko "grabarz" z czasów, gdy pracował w zarządzie cmentarza.
Zwycięstwo Nikolicia byłoby kłopotliwe także dla młodego, zaledwie trzymiesięcznego koalicyjnego rządu mniejszościowego Vojislava Kosztunicy, gdyż prorynkowy reformator, wicepremier Miroljub Labus, zapowiedział, że wycofa z rządu swą partię G-17, jeśli Nikolić wygra.
Minister spraw zagranicznych Serbii i Czarnogóry Vuk Draszković wyraził nadzieję, że Serbia "pójdzie drogą ku Europie, a nie ku przeszłości i izolacji". Draszković jest zdania, że zwycięstwo Nikolicia będzie "niebezpieczne" dla Serbii.
Stanowisko prezydenta Serbii wakuje od czasu, gdy w grudniu 2002 roku skończyła się kadencja Milana Milutinovicia.
sg, pap